
Dottori Corrono Opole


amatorski klub biegowy lekarzy


w treningach i startach DCO używa

i biega w butach



"[...] chodzi o to, żeby radość, jaką odczuwam na końcu każdego biegu, przetrwała do dnia następnego. Tę samą taktykę stosuję, gdy piszę powieść. Każdego dnia przerywam w miejscu, w którym wiem, że mógłbym pisać dalej. Spróbujcie tego, a praca pójdzie wam kolejnego dnia zaskakująco łatwo. Żeby wytrwać w czymkolwiek, trzeba utrzymać rytm. [...]"
Haruki Murakami
Aktualności













Raindrops
15 czerwiec 2019
Add News Story here

Kietrz
Add Date here
Add News Story here

Mama, I'm Coming Home
11 maj 2019
Add News Story here

Brother, My Cup is Empty
5 maj 2019
Add News Story here

Working Class Hero
25 kwiecień 2019
Add News Story here

Star Spangled Banner
12 kwiecień 2019
Add News Story here

Bad Luck Blue Eyes Good Bye
6 kwiecień 2019
Add News Story here

sportisimo
6 kwiecień 2019
Add News Story here

Die With Your Boots On
4 kwiecień 2019
Add News Story here

sobótka
23 marzec 2019
Add News Story here

Five Miles Out
16 marzec 2019
Add News Story here

Romeo and Juliet
16 luty 2019
Add News Story here

Ted, Just Admit It !!!
5 grudzień 2018
Jeżeli oficjalne stanowisko producentów butów biegowych daje tym butom od 700 do 1000 km życia, jeżeli amatorscy amatorzy wyruszający na ścieżki obuci w te właśnie buty powtarzają za rzeczonymi producentami te liczby, to niechybnie oznacza, że znaczenie tych komunikatów nie ma znaczenia. Już jedne z pierwszych waldkowych par zrobiły w sumie 1693 kilometrów. Były jak Filipides, zrobiły ten dystans, po czym solidarnie oba buty umarły podczas jednego treningu. To były Nike'i Pegasusy 30 Shield. Wydawało się, że zbudowały sobie pomnik obuwia biegowego, ale pojawiły się Asicsy Cumulusy 16. Ich wynik 2160 kilometrów. Przepaść i konstrukcja pomnika zawaliła się groteskowo. W jego miejsce wyrósł górotwór Asicsa. I miał trwać na wieki. Cóż, życie gór jest kapryśne i czasem krótkie. Otóż, też Asics, ale Gel Kayano 24, które służbę zaczęły niemal dokładnie rok temu przekroczyły wynik 2200 kilometrów i biegają dalej. Na naszej planecie nie ma nic większego i potężniejszego od gór, no może oceany. Ale te buty tworzą wielki obłok międzygwiezdny, który ciągle się rozszerza. Jak długo jeszcze, nie wiadomo.
Trzeba przyznać: siedemset, tysiąc kilometrów...

Open Windows
14 listopad 2018
"Trener Bob zawsze znał tę prawdę: trzeba się nabawić nieuleczalnej obsesji. I bez obawy mijać otwarte okna"
John Irving "Hotel New Hampshire"
Obsesyjno-kompulsywne wracanie do Rawenny mogłoby być odczytane i rozumiane jako poważny defekt czegoś immanentnie wpisanego w życie człowieka, czyli ciekawości. Ciekawości co jest po drugiej stronie, co było przed nami, co będzie po nas, co jest po drugiej strony tęczy itd. Jeżeli biegacz z własnej woli planuje i wybiera się na zawody daleko od domu, to robi to albo gnany chęcią poznania miejsca, które niebawem odwiedzi, ewentualnie tak ma dość miejsca, w którym mieszka. W opisie przypadku Dottori Corrono Opole należy porzucić klasyczne metody i instrumenty badawcze, bowiem ten rodzaj problemu musi być rozpatrywany niekonwencjonalnie. Proste odpowiedzi na pasują, a gotowe definicje i programy naprawcze zwykle spalają na panewce. Problem tkwi w niezwykle wyrafinowanej sieci skojarzeń, wspomnień, chwilowych przypływach i przypadkowych odbiciach w lustrze. Wieczorna celebracja płyty chodnikowej na Piazza del Popolo i skupisko majaczących świateł na Via di Roma. W tle gra cieni, mgła i biegowe buty. Tłumaczenie dlaczego Gabrysia z Waldkiem po raz czwarty odwiedzili Rawennę żeby uczestniczyć w maratonie (tym razem dwudziestym), jest tym, czym objaśnianie splątania kwantowego bez ucieczki ze świata widzialnego konkretu. Elaborat na temat jakości doznań podczas snucia się znowu po tych samych uliczkach i picia kawy w tych samych miejscach byłby równie nudny co odbite niewyraźnie na ksero opracowanie "Nad Niemnem". Krótko mówiąc, tylko oni wiedzą co im dają te coroczne wizyty i tylko oni dobrze wiedzą dlaczego.
W roku 2018 ekipa urosła z ekskluzywnej pary do paradnej czwórki, a to dzięki Ani i Piotrkowi- runnersom całkiem już fachowym, którzy podobnie jak DCO noszą w sobie ten zabójczy gen, jednakowoż będący niewyczerpanym źródłem ochoty do życia.

I'll Meet You In Poland, Baby
21 październik 2018
Z Via di Roma w lewo do Via Baldini, potem w lewo w Via Alberoni, w prawo z powrotem w Via di Roma... Może się odechcieć tej lektury, jak recytacja odkamieniania ekspresu na głosy. Ale są na świecie ludzie, dla których ta wyliczanka stymuluje receptory alfa. Dobrze wiedzą jakie ulice są następne, koło jakiego kanału przebiega 3-4 kilometr, czyje mauzoleum mieści się w parku, mijając czyj symboliczny grób udeptuje się kostkę w centrum miasta itd. Oczywiście chodzi o Rawennę. W tej kronice DCO ta nazwa miasta jest bodaj najczęstszą. Została już opisana, skatalogowana i ubrana we wszystkie stany uczuć. Zbliża się czwarta odsłona tej bezwarunkowej miłości. Gwoli ścisłości: naprawdę to szósta, ale czwarta prawdziwa, maratońska.

wzgórzowa
20 październik 2018
Add News Story here

Hot! Hot! Hot!
16 październik 2018
Add News Story here

Slippery When Wet
30 wrzesień 2018
wzgórzowa 13

Another Day In Paradise
30 wrzesień 2018
Add News Story here

Doctor Strange (...Fight Fire With Fire)
30 wrzesień
Add News Story here

God Is In The House
27 wrzesień 2018
Add News Story here

Machine Head
15 wrzesień 2018
Kolejny raz historia obnaża swoją przewrotną twarz. Kolejny raz chemiczny potwór o nazwie Spolchemie otwiera swoje podwoje przed śmiałkami, którzy zaopatrzeni jedynie w wątłe oręże w postaci butów biegowych przemierzają bezkres potężnego brzuszyska bestii. Dość! Dość czczego gadania. Ostatni (ale już nie od 2018 roku) akord RunCzechLeague właśnie tym nie jest! Nie jest kokieterią retorycznych fraz, nie jest lśniącym mgnieniem promieni światła, nie jest odbiciem bujnej fryzury w zwierciadle artysty. To ból, ostry przeszywający skurcz, kręta droga ku górze i upiorny, nieskończony słony żar w ustach. Jedna pętla, stalowy most przekraczany w jedną i drugą stronę jak w tangu nad przepaścią. Skomplikowany jest związek Waldka z półmaratonem w Uściu nad Łabą. To raczej trudny kompromis między pożądaniem, a destrukcją, jak gra kochanków, której kresem jest śmierć jednego z nich. Niemniej jednak z każdym rokiem urabia się kult tego biegu jako emanacji siły mięśni, wytrzymałości ścięgien i pojemności płuc. To nie podbiegi dla prezesów korporacji i pań ze skarbówki, tylko rozgrywka dla tych, którzy wiedzą, że za tamtymi drzwiami jest inny świat.
A po ludzku mówiąc: Waldek skończył siódmy bieg RunCzech AD 2018 i został RunCzech Star! Normalnie.

Six Strings That Drew Blood
8 wrzesień 2018
Wrześniowy Birell Grand Prix w Pradze był ostatnim smakiem do skosztowania dla DCO, ostatnim pociągnięciem Botticellego i finalnym ujęciem kamery wyjaśniającym kto zabił. Wszystkie inne aspekty biegania w RunCzech były już znane, zostało do odkrycia już tylko to piekielnie szybkie, uliczne kryterium we wczesnowieczornym najważniejszym mieście, przez które przepływa Wełtawa. Dla Waldka ponadto był to szósty (i przedostatni) akord RunCzechLeague 2018. Najmłodszy członek DCO, luźno powiązany z klubem jakimiś umowami o dzieło itd, został w kwaterze głównej, w związku z tym po porzuceniu klubowego automobilu pod Rudolfinum Waldek z Gabrysią pokonali wspomnianą już Wełtawę za pomocą mostu Manesa i dotarli na Malą Stranę, gdzie relaksując się stosownie dotrwali do wieczora, albowiem start zaplanowano na godzinę 19.30 z Placu Republiki. Cała otoczka, strefa zawodników, start, oprawa muzyczna jest tożsama dla każdego z biegów w serii RunCzech i już niejednokrotnie była opisywana w tej kronice. Pogoda, zresztą jak przez cały 2018 rok, przygotowała idealne warunki do biegania: kilkanaście stopni, bez wiatru, bez opadów. Gabrysia rozprawiła się z dystansem szybko i sprawnie. To było o tyle ważne, że tegoroczna historia jej startów jest niezbyt długa (za to treściwa), a po drugie w toku przygotowań raweńskich taka szybka dyszka jest nieoceniona w dziedzinie budowania szybkości i świeżości. Waldek pobiegł bardzo szybko, najszybciej od 2016 roku. W ogóle ten rok, chociaż nie zadziwia ilością przebiegniętych przez niego kilometrów, to daje bardzo dobre wyniki. Niech za dowód jak szybki jest to bieg, posłuży tegoroczny wynik Rhonexa Kipruto 26:46. Pobił o ponad 20 sekund dotychczsaowy rekord trasy, a przy okazji był tylko dwie sekundy gorszy od rekordu świata Leonarda Komona.

Mighty Like a Rose
20 sierpień 2018
Apetyt na drugie danie jest niewątpliwe cechą zwycięzców. Tylko oni mając jeszcze pozostałość smaku bruschetty al pomodoro na języku wertują energicznie menu w poszukiwaniu jakiegoś gustownego, skromnego, ale szykownego il primo piatto. Ewentualnie w najwyższej klasie rozgrywkowej tropią linijka po linijce pozornie przaśne ossobuco lub wykwintne cinghiale alla cacciatora. Gabrysia po dość niespodziewanej uczcie maratońskiej w Pradze jednakowoż zrobiła długą przerwę w bombardowaniu swoich kubeczków smakowych. Interwał czasowy wszakże właśnie doszedł do ściany i wahadło wychyliło się mknąc z powrotem. Efektem tego jest decyzja o rozpoczęciu przygotowań do maratońskiego szaleństwa w Rawennie w listopadzie. No cóż... klub solidarnie złożył stosowne podpisy, wbił pierwszą łopatę i wmurował kamień węgielny. Tak czy owak gratulacje za decyzję i trzymamy kciuki!

Don't Hate Me
20 sierpień 2018
Wałbrzych.
Trzeci raz to piękne miasto było celem wyprawy biegowej skromnego, młodego, acz już bardzo utytułowanego klubu biegowego lekarzy i podczas miłej ekskursji Waldek aż nucił sobie razem w Ireną Santor o tych dzikich plażach, co już ich nie ma. Świeciło słońce i dzień zapowiadał się pięknie. Hmmm, to teraz proszę sobie wziąć gumkę (to rozwiązanie analogowe) ew. zawiesić palec na klawiszem ESC i do roboty. Te rzeczy o osiągnięciach klubu, może jeszcze to o słonecznym dniu to prawda, reszta ..., reszta nie.
To straszne miejsce. Brzydsze, niż okolice ulicy Budowlanych w Opole, bardziej straszne, niż trójkąt bermudzki we Wrocławiu w latach 80' i stokroć bardziej przygnębiające, niż czarne dymiące kominy w zimie. No ale bieg odbywał się tam już po raz dziewiętnasty, a Waldek już tam był dwukrotnie, trasa ciekawa... w związku z tym osamotniony moderator stawił się na starcie. Ufny w swoją pamięć nie uważał za stosowne przeanalizowanie mapki trasy, podczas gdy w roku 2017 zmieniono jej przebieg, więc nie mógł wiedzieć, że pod koniec czekać go będzie dwukrotny upojny wbieg długim kawałkiem obwodnicy, a to wszystko w równie upojnej temperaturze sięgającej do 30 chyba stopni. W celu dodania szczypty nutki młodopolskiej i rewitalizacji romansu Tetmajera z Zakopananem organizatorzy poprowadzili bieg przez okolice ulicy Krasińskiego (albo Kraszewskiego), gdzie zachowano oryginalny skansen wzorca tradycyjnej rodziny z ornamentami typu wystający brzuch, butelka piwa w prawicy, bezzębny uśmiech i innymi imponderabiliami. Właśnie w tym miejscu biegacze nagle przyspieszali, jakby powietrze stawało się rzadsze i jego opór zanikał.
"Nigdy więcej"- ciekawe ilu uczestników wypowiedziało te słowa. A dla potrzeb kronikarskich- słaby występ Waldka, ale chyba od samego startu nie było to w tym dniu kluczowe.

Second Life Syndrome
24 czerwiec 2018
Do Olomouca DCO pojechało już w 2016 roku w pierwszym roku półmaratońskiego dokazywania Gabrysi i w czterdziestym piątym roku dokazywania Waldka w ogóle. Pominąwszy szczegóły anatomiczne, specyfikę klimatu, geografię odczuć i meandry fizjologii przewodu pokarmowego oraz istotę tego nerwu łączącego mózg z brzuchem, bieg był OK, bez fajerwerków. Ten brak fajerwerków spowodował, że Gabrysia wymazała nazwę Olomouc z mapy Czeskiej Republiki (tak naprawdę, wymazała wszystkie nazwy, zostawiła tylko Pragę). Jako, że rok 2018 jest rokiem RunCzecha (przynajmniej w kwaterze głównej DCO), Waldek stawił się w mieście wczesnym popołudniem, po to by pobiec szybko i sprawnie. A także po to by wynik, który uzyska poprawił nieco pozycję w drabince RunCzech na rok 2018. Towarzyszył mu Adam. OK, to taka metoda na obudzenie zaspanego i znudzonego czytelnika. Nie Adam, tylko Piotrek jak zwykle. I tak sobie chłopcy wesołym pląsem poszli na rynek. Rynki w Olomoucu są dwa: górny i dolny. Admin nie pamięta, z którego wystartowali, ale pewnie albo z dolnego, albo z górnego. Waldek pamiętał sprzed dwóch lat niewiele, zaledwie kilka miejsc wystarczająco charakterystycznych, by utkwiły w pamięci. Jest to przedziwna trasa. Są miejsca przepiękne, niemal mistyczne, na przykład agrafka w ogromnym parku w środku miasta. Ale są też okolice tak paskudne, w których nawet na trening trudno byłoby się zebrać. To, co jest dobre w Usti nie wychodzi w Olomoucu, po prostu nie działa. W jednych z tych przygnębiających suburbiów w okolicach 12. kilometra na około 2 minuty schronieniem dla Waldka stał się Johnny Service. Niestety pod tę piękną nazwą kryje się kibel... Dwie minuty, nie pomogły potem zwyżki tempa. Wynik nie był triumfalny, ale nie spowodował jakiegoś trzęsienia ziemi na liście. Czy trzeci raz w Olomoucu kiedyś zmaterializuje się? Na razie brak odpowiedzi na to pytanie.

The Night and the Silent Water
17 czerwiec 2018
Wczoraj, czyli szesnastego czerwca Dottori Corrono Opole zawitało czwarty raz na nocnym wrocławskim półmaratonie. Czwarty raz w jego (tego półmaratonu) sześcioletnim żywocie, czyli dwa na trzy nocne harce w dolnośląskiej metropolii odbywały się z udziałem Waldka lub Gabrysi i Waldka. Oczywiście, od zeszłego roku ekipa metropolii z kolei województwa opolskiego jest zasilana przez Piotrka. W tym roku Piotr jechał już jako stary wyjadacz bez zbędnego balastu początkującego biegacza. Gabrysia po skosztowaniu specyficznego i kontrowersyjnego smaku tej potrawy odsunęła talerz ergo do pałaszowania dania zabrali się panowie, czyli wyżej wymienieni Waldek i Piotrek. Cała otoczka przedbiegowa i pobiegowa jak zwykle porządna, profesjonalna. W tym roku nie było już dantejskich scen z depozytem i trzeba uczciwie powiedzieć, że organizacji tych zawodów nie zbywa już niczego, poza...OK, nie będziemy się już pastwić nad kibicami. Przy okazji nocnych połówek z uwagi na nocne godziny takie, a nie inne usytuowanie trasy nie podwyższa ciśnienia zmotoryzowanym sportowcom z ich dymiącymi maszynami tak bardzo jak we wrześniowe przedpołudnie podczas maratonu. W czerwcu w nocy miasto, można rzec, sprzyja biegającym. Meta na stadionie w miejscu, gdzie normalnie nawierzchnia jest rozjeżdżana wściekle przez motory żużlowe i gdy podczas finiszu zamiast szybkiego, okazałego i triumfalnego sprintu trzeba się zmagać z hałdami piachu jak na wydmie w Pogorzelicy, to średni pomysł, ale to nie jest aż tak istotne. Najbardziej niewytłumaczalną, tajemniczą i mroczną kwestią jest ponowne wcielenie w życie autorskiego pomysłu organizatorów w postaci falowego wypuszczania poszczególnych stref czasowych. Po co? Dlaczego? W jakim celu? Nie wiadomo. Ogólnie fajny bieg, w którym DCO jeszcze na pewno wystąpi.

Last Chance To Evacuate Planet Earth Before It Is Recycled ...(Paganini Non Ripete...)
4 czerwiec 2018
Wbrew podtytułowi tego wpisu klub wrócił do Budziejowic, ale teraz faktycznie już Paganini non ripete. Fakt, że Czeskie Budziejowice nie są ekscytującym miejscem na ziemi wiadomym dla DCO było już rok temu. To, że trasa powielała to, czego trasa biegowa powinna mieć jak najmniej takoż. Niemniej jednak w tym roku panują warunki specjalne, czyli wszystkie biegi RunCzech muszą być zaliczone. Pięć i pół godziny jazdy samochodem okraszone rozmową z panem policjantem (bez przykrych konsekwencji) spowodowało, że DCO + Marcin przybyli znużeni, zmęczeni i co gorsza znudzeni. Baza hotelowa najbliższa startowi biegów zmaterializowała się w postaci Hotelu Dworzak. Po krótkiej sieście poobiedniej Gabrysia z Marcinem udali się na start dm Family Run. Stanęli do startu z innymi stanowiąc 2913 biegaczy! Start towarzyszący! To jest ten przepis, który nie został jeszcze zdobyty przez konkurencję. Prawie trzy tysiące biegaczy na 3 kilometrowej przebieżce dla wszystkich. Uporali się szybko i zwinnie z tym dystansem, po czym z hotelu wyszedł Waldek, wyszykowany na swój bieg. Wyszykowany i wyjątkowo źle nastawiony, zmęczony, bez ochoty, bez energii. Potem okazało się jak bardzo źle ocenił swoją formę dnia. Na starcie 3252 biegaczy. Akcja EuroHeroes, czyli elita z Europy. Sama trasa absolutnie nieciekawa, start z rynku, kilka kilometrów po mieście, powrót na rynek i potem długa pętla odwiedzająca jakieś dwupasmowe obwodnice, magazyny, ogólnie nic. I powrót na metę. Waldek zrobił czwarty czas w historii swoich półmaratonów! Coś niebywałego. W ogóle ten rok półmaratonów Waldka jest jakiś wyjątkowy po zeszłorocznej zapaści. Natomiast najważniejsze jest to co się wydarzyło się kilka metrów za linią mety. Otóż medal Waldek dostał od Carlo Capalbo, tego Capalbo! Nawet zdążyli sobie coś niecoś powiedzieć w rodzimym języku szefa RunCzech. Świat Waldka po czymś takim już nie jest taki sam. Reasumując DCO mówi nashledanou Czeskim Budziejowicom i nie ma w tym nic osobistego.

Time Is On My Side (...Die With Your Boots On...)
23 maj 2018
W natłoku wydarzeń, zawodów biegowych, ulicznych kryteriów, debiutów minęła jedna ważna rocznica, a później kolejna. O jednej okazji zapomniała Gabrysia, a dotyczyła ona jej samej, o drugiej Waldek przypomniał sobie wieczorem podczas biegu dokładnie w jej czwartą rocznicę. Ta druga okazja dotyczyła jego samego. Otóż tak to bywa, że słodki smak owoców często przyćmiewa to, skąd ten niezapomniany aromat i ich delikatna tekstura się wzięły. Dokładnie 10 maja 2014 Gabrysia odbyła swój pierwszy bieg. Niech na myśl nie przychodzi podbiegnięcie do autobusu, czy krótki cwał na wywiadówkę. To był prawdziwy bieg, będący wynikiem namysłu, przygotowany, z rozmysłem konsekwentnie przeprowadzony i ukończony świadomie. Od tej pory przebiegła już 11 półmaratonów i kilkanaście pomniejszych dystansów. Natomiast w okolicach czwartej rocznicy jej biegania ukoronowała ten fakt dystansem maratońskim.
Waldek tymczasem rozpoczął swój krótki kurs metamorfozy 23 maja 2014, około dwie, czy trzy godziny po kupnie butów. Kupnie w ciemno, bez żadnej wiedzy, na zasadzie tylko ich wyglądu. Teraz ma wybieganych prawie 10800 kilometrów. Jeden górski ultramaraton, 11 szosowych maratonów, 27 półmaratonów i 35 mniejszych dystansów.
I tak sobie niespiesznie płynie czas w zatoce pełnej biegowych butów, w otoczeniu dziesiątek koszulek z pakietów, niepotrzebnych i niepraktycznych gadżetów, z otarciami po pasie HR, znanej jako Dottori Corrono Opole.

Here I Go Again
21 maj 2018
W czerwcu 2017 roku klub biegał w Czeskich Budziejowicach po raz pierwszy i był to ostatni brakujący akord w melodii stanowiącej hymn Run Czech Running League. Ostatnie miejsce do zobaczenia, ostatnia karta do zagrania, ostatnia tajemnica do odkrycia. W istocie, to miejsce i ten bieg jest logicznym i oczywistym domknięciem całego przedsięwzięcia biegowego, południową stolicą państwa Carlo Capalbo. Od tamtego dnia DCO ma skompletowane wszystkie główne składniki biegów w serii RunCzech. W tym roku wybiera się tam po to, by skompletować wszystkie te składniki, tyle że w jednym roku.

Heroes
20 maj 2018
W dniu wczorajszym t.j. 19 maja 2018 w sobotę odbył się szósty półmaraton serii RunCzech Running League w Karlowych Warach. DCO gościł już na tym biegu w roku 2017, gdzie honoru klubu broniła Gabrysia i w zasadzie to jej pozytywna opinia o trasie spowodowała taki, a nie inny bieg jego historii. Drugim czynnikiem było to, że Waldek w tym roku wyznaje filozofię ABBY: "Winners take it all" i zgarnia wszystkie siedem skalpów, które Carlo Capalbo przygotował z ekipą na rok 2018. Dla tych nielicznych, którzy nie wiedzą co to za jeden: to szef RunCzech, osoba szefująca sekcji biegów ulicznych IAAF, ogólnie ważna osoba i już. Tym razem Waldkowi towarzyszyło ciało zwane DiF, mające na celu trzymanie pieczy nad kilkoma godzinami Waldka przed startem, zabezpieczenie nawodnienia przed i po zawodach, aprowizację i tak dalej, po to by reprezentant DCO mógł się wykazać. Wyszło z tego obronną ręką. To znaczy, to ciało wyszło ręką... obronną. A byli to Dominika i Filip, bawiący w Karlsbadzie w przerwie intensywnych nauk na niwie anatomii i histologii. Życie ułatwiło Waldkowi osiągnięcie dobrego miejsca, bowiem zabrakło reprezentantów spoza Europy. Wbrew plotkom i domysłom, nie chodziło o nic innego, jak tylko o akcję EUROHEROES, mającą na celu wspomożenie europejskich biegaczy, których wyniki bladły w porównaniu z zatopkami z Afryki. A więc, po to by świat o nich nie zapomniał, a także po to, by dać dobry przykład i promować zdrowy tryb życia, RunCzech w roku 2018 nie zaprosił nikogo spoza Europy na swoje zawody w Karlowych Warach i Czeskich Budziejowicach. Dzięki temu posunięciu reprezentant DCO spisał się bardzo dobrze i pomimo pięcioipółgodzinnej podróży samochodem w dniu startu i spożycia toksycznych gnocchi złamał 1:40, co samo w sobie jest ekstra newsem.

One More Time... With Feeling
17 maj 2018
Na zachodnich rubieżach Republiki Czech blisko granicy z Niemcami, niemalże twarzą w twarz z Oberwiesetnhal, miastem w którym zamieszkuje Jens Weissflog, mieści się Karlsbad, czyli Karlovy Vary, czyli Karlowe Wary. (... Po krótkim namyśle edytor zrezygnował z tłumaczenia kto to jest Weissflog...). Kurort, zdrój, czyli miejsce, gdzie ludzie dotknięci niemocą przybywają ze wszystkich stron świata, przywożąc swoje nadwątlone chorobami ciała, by wspomóc je życiodajnymi, wodnymi skarbami z wnętrza ziemi. W rzeczywistości przybywają głównie ze wschodu, a konkretnie z Federacji Rosyjskiej i nie przywożą swoich chromych ciał, tylko dużą gotówkę, za którą kupują budynki, hotele, pensjonaty i sklepy jeden po drugim. Język rosyjski jest podstawowym językiem używanym tamże i dotyczy to turystów i kuracjuszy, jak również sprzedawców, kelnerów etc. Również biegaczy. Ponieważ w połowie maja odbywa się tam Mattoni Półmaraton w serii RunCzech, który oferuje bardzo ciekawą trasę i niewątpliwie dużo stosownych widoczków do kontemplacji. Racja, ze oprócz tych ładnych widoczków oferuje horrendalne, ociekające złotem mini Kremle tu i tam, ale w ogólnym zarysie to bardzo ładne i urokliwe miasto.
DCO wybiera się na te zawody, a wypadają one za dwa dni, czyli już tuż tuż.

Perfect (...Lovers and Madmen...)
11 maj 2018
Tryptyk o ciekawskiej dziewczynie, smutnej gosposi i wielkiej królowej.
Historia, jak ta, mogła się wydarzyć wszędzie, na pewno wydarza się co jakiś czas tu i tam, ale opowieść dotyczy tej jednej, konkretnej osoby.
Na początku biegała sobie sama. Dla radości, dla spokoju, dla spełnienia. Co jest po piątym kilometrze? Okazało się, że chociaż nie znalazła tam nic niecodziennego, czy nieoczekiwanego, to jednak zwyciężyła ciekawość. Czy to samo jest po piętnastym? Z czasem dowiedziała się co można znaleźć do dwudziestym. Była szczęśliwa, wieszała kolejne medale na ścianie pod schodami. Chociaż wzrokiem sięgała do dwudziestego pierwszego kilometra, po nocach śniła i marzyła. Wyobrażała sobie co znajdzie na trzydziestym, co spotka po czterdziestym? Odległe miasta wzywały ją, kusiły wąskimi uliczkami, wschodami i zachodami, i ogrodami, w których rosły drzewa oblepione dojrzałymi owocami. Wołali do niej wolontariusze, młode dziewczyny i szkolni chłopcy z kubkami wody i izotoniku w rękach. W planach lekkie startówki zgniatały mokre gąbki porzucone na trasie po szybkim przetarciu twarzy. W planach wizualizowała sobie każdą chwilę po przekroczeniu mety. Układała w głowie co napisze, czym się pochwali. Pewnego dnia decyzja zapadła. "Zapisz mnie!" krzyknęła. Zaczął się wir przygotowań. Plany zaczęły przekuwać się w czyn, kilometrów przybywało, niestety razem z kilometrami przybywało trosk. Chroniczny brak czasu, mroki ciemności, chłód stycznia i lutego. Coraz częściej przez oszronioną szybę patrzyła na ścieżki biegowe i zamiast ciekawości, co się wydarzy po trzydziestym kilometrze, na dobre zagościł smutek i zniechęcenie. Dni stały się takie same, zaczynały się w ciemności, trwały krótko i szybko się kończyły. Harmonogram przygotowań opuścił poczesne miejsce na tablicy korkowej. Krótkotrwałe fajerwerki rozświetlające nużącą ciemność na Piazza Bra w Weronie nie poprawiły sytuacji w szczególny sposób. Brak perspektyw, brak widoków, brak celu. Nic. Pustka i nicość. Wizyta w Pradze, miejscu gdzie miał się odbyć bal z jej udziałem był miejscem, w którym tylko patrzyła na innych, obserwowała ich radość. Każda sekunda ich radości była kolejnym dołożonym rokiem samotności i cierpienia. Nieuchronnie zbliżał się termin najważniejszego egzaminu. Z każdym dniem bestii przybywały ostre kły i próżno było szukać nadziei. Przypływ sił i energii zmaterializował się w zasadzie znikąd. Nagle, jak w upalnym dnu gromadzą się ciemne chmury, tak wtedy potworowi zniknęły pazury, a trujący wyziew z bezdennej paszczy stał się lekką, zwiewną mgiełką. Dziewczyna, pretendentka do tronu wstała i wyprostowała się, była wyższa, niż się spodziewała. Na starcie była jeszcze dziewczyną, jedną z wielu. Łykała kilometry łatwo. Z upływem czasu poszczególne, losowo rozrzucone wątki i fragmenty opowieści nabierały treści. Zaczynało jej brakować sił, ale odgoniła złe myśli. Zaczęła rozumieć opowieść, w której uczestniczyła od początku. Od trzydziestego kilometra mówiła już dobitnie i klarownie. Plan przestał być ulotnym, niepewnym rojeniem, mrzonką. Był gotowym scenariuszem, przepisem na najbardziej wykwintne danie. Przepisem na nagrodę za hart ducha, na nadzieję i poczucie uzasadnionej wartości swojej osoby, i wzorem na elizjum. Królowa przekroczyła linię mety dumnie i z godnością. Medal na szyi przyjęła jak koronę. Spoczęła na jej skroniach łagodnie. Łagodnie.
Oczywiście można to powiedzieć inaczej. Słuchajcie ludzie: Gabrysia ukończyła maraton! Długie jak nogi Ii Ostegren 42 kilometry padły jej łupem. Brawa to za mało. Spróbujcie sobie potruchtać pięć minut, potem wyobraźcie sobie, że robicie to szybciej, a potem pomnóżcie to przez x razy. Wyobraźcie sobie, że macie już dość, a za chwilę szybka konstatacja, że to zaledwie jedna piąta dystansu. Brawa to za mało.

Everything In Its Right Place
11 maj 2018
Wydawałoby się kolejny wyjazd biegowy do Pragi. Kolejny raz porzucanie samochodu w podziemiach audytorium Rudolfinum, tor przeszkód na Karlowej. Po biegu, który swoją rolę wisienki na torcie opanował do perfekcji, kolejny runmageddon po zatłoczonych uliczkach wokół Staromestskeho Namesti, upiornie przewidywalne ruskie bibeloty na ulicznych wieszakach, kolejne lody dla Marcina. I jeszcze jeden nieprzyjemny, trochę smutny, trochę nostalgiczny powrót do domu. Ale wiosenna Praga 2018 była inna, miała być inna i była inna, krańcowo inna. Lody dla Marcina nie stanowiły zagrożenia, bowiem Marcina nie było na pokładzie. Programowo został w domu, z wyboru i dobrowolnie. A więc Gabrysia z Waldkiem tym razem stanowili jeszcze bardziej zdecydowaną mniejszość wobec Ani, Piotrka i dziewczynek. Druga sprawa to taka, że szefostwo wycieczki miało pod opieką dwoje debiutantów. A byli to: Piotrek, który swój start zapowiedział i Gabrysia, której telenowela na ten temat została już opisana, a której start został ostatecznie zatwierdzony już w samej Pradze. Matematycznie rzecz biorąc połowa dorosłej wycieczki wigilię maratonu święciła porządnie i właściwie, podczas gdy oblicza drugiej dorosłej połowy nie mogłyby być brane pod uwagę przy rozmowie kwalifikacyjnej do roboty dyplomatycznej. Twarze Gabrysi i Piotrka w sposób rzeczywisty, jeden do jednego, po punktach, prezentowały kalejdoskop i cały zwierzyniec trwogi, udręki, obawy i odrazy. Prawdopodobnie gdyby mogły czmychnęły by gdzieś, ale nie mogły. Klub starał się rozładować napięcie z pomocą włoskich winiarzy i ich wytworów, przy czym Piotrek zabarykadował się w pokoju; Gabrysia była nieco odważniejsza, nawet spojrzała na zbudowaną bramę startową... takim chyba wzrokiem patrzył Ned Stark na IIlina Payne'a. Nadeszła niedziela szóstego maja. Cała trójka ustawiła się na starcie 24. praskiego maratonu RunCzech. Trasa bez zmian, znany każdy metr, pogoda wydawała się być neutralna, ale start następował w dość wąskiej uliczce rozdzielającej wysokie budynki, jak wybiegli nieco dalej okazało się, że będzie ciepło. Było ciepło, okresami nawet gorąco. Waldek zrobił swoje z nawiązką, złamał 3:40 bezpiecznie, cały czas biegnąc spokojnie, pewnie i hmm dojrzale. Piotrek nie dał się sprowokować do szaleństwa, wytrzymał nerwowo i do czterech godzin dołożył kilkanaście minut. Fakt, że po finiszu wymagał szybkiej infuzji specjalnych fluidów, ale nikt nie jest doskonały. Gabrysi natomiast zostanie poświęcony osobny akapit.
Biegła sama. Bez wsparcia. Rolę supportu musiały wziąć na siebie jej postanowienie skończenia biegu, a także pewnie ambicja i godność przełamane myślą (a niech se nie myślą, pokażę im!). Ponadto uroda miejsca, które na pewno lubi i wpleciona w trasę maratonu trasa połówki, którą dwa razy już pokonała. Jako, ze miała układ z Waldkiem, który po swoim biegu do niej dołączy, biegła sama do 31. kilometra. Dopiero wtedy dołączył Waldek. Sama pokonała 31 kilometrów, a dotychczas jej najdłuższym dystansem było 21!!! Kosmos. Dobiegł Waldek i zostało jedenaście, potem dziesięć itd. Wkrótce mijała już linię mety i jak doskonale widać na materiałach filmowych pozostawała w bardzo dobrym stanie ogólnym jak na taki dystans.
A co się tyczy dobrotliwych fluidów, to po zakończonym biegu Gabrysi oboje z Waldkiem mieli dojść do hotelu, wykąpać się i natychmiast spotkać z resztą ekipy, by świętować sukcesy. Przy czym okazało się, że najsłabszym ogniwem okazał się Waldek, któremu we znaki dało się dodatkowe jedenaście kilometrów. W drodze do hotelu wyczuł zapach pizzy i słabnącym głosem z krzyczącą hiponatremią zażądał posiłku. Podczas oczekiwania na kelnerkę, znikąd w zasadzie, pojawiła się myśl o naturalnym izotoniku, bogatym w witaminę B i inne składniki. Zaowocowało to tym, że kelnerka wraz z pizzą przyniosła dwa kufle piwa Staropramen. Tak właśnie narodziła się nowa tradycja DCO. Na zbawienne działanie tego specyfiku nie trzeba było długo czekać. Dzielny trzon Dottori Corrono Opole narodził się z popiołów i resztę dnia, i wieczora zajęło już tylko świętowanie sukcesów.
Nie wiadomo, czy pojawi się coś, co będzie w stanie uniemożliwić start DCO w roku 2019 na praskim maratonie, ale musiałoby to być coś absolutnie fundamentalnego, coś co zmienia bieg historii. Dlatego można już chyba zakomunikować, że w 2019 roku odbędzie się dwudziesty piąty Volkswagen Prague Marathon (z udziałem DCO).

2+2=5
11 maj 2018
Nikt nie jest tego w stanie linearnie przedstawić, a sama zainteresowana gubi się w zeznaniach. Wskazuje to jednoznacznie na antydeterminizm zjawiska określanego jako 'występ Gabrysi w maratonie praskim AD 2018'. Jeszcze tydzień maratoński, gdzie ludzkość wiedziała o Waldku, jako reprezentancie DCO na Volkswagen Prague Marathon, przebiegał do czwartku w sposób dość stacjonarny, gdy w tym właśnie dniu pojawiła się nieliniowa rysa, która wywróciła ten wydawałoby się spójny model do góry nogami. Gabrysia stwierdziła jednakowoż, że rola kibica jej nie odpowiada, co z tego, że cykl przygotowawczy nie był taki, jaki powinien, że limit czasu jest przyjazny i w związku z tym ona uważa, że z powodzeniem ustawi się na starcie i pobiegnie. DCO wysłuchało ze spokojem tych wywodów jednocześnie w myślach tłukły się myśli z gatunku: zbudujemy ze zgniecionych butelek PET rakietę, która poleci na Wenus, a w najgorszym razie szczoteczką do zębów zeskrobiemy ze Statuły Wolności nowojorski kurz etc. Po pierwszej gonitwie myśli przyszło przewartościowanie wszystkiego, czego DCO dowiedział się o bieganiu przez cały czas swojego istnienia, przy czym ta właśnie czynność przypominała najbardziej to, co się dzieje z jelitami w parku rozrywki w najdzikszym wydaniu. Ostatecznie poprzez aklamację klepnięto tę decyzję, chociaż nawet Gabrysia, jako najbardziej przekonany do powodzenia tej operacji członek DCO miała jakie takie obiekcje. Ustalono plan zabawy, tempa minimalne, maksymalne, taktykę i strategię, i maszyna została puszczona w ruch. A więc! pomimo rozmaitych huraganów misja się rozpocznie.

You Belong To the City
11 maj 2018
Rano w piątek 6. kwietnia b.r. stan rzeczy był taki: za 24 godziny pierwsze takty "Vltavy" B. Smetany startujące zawody, zawody nie byle jakie, bo już 25. edycja Sportisimo Półmaratonu organizowanego przez RunCzech, Gabrysia jedzie w roli kibica, Marcin jedzie w roli Marcina, a apartament Retezova za kilka godzin zostanie posprzątany, natomiast trdlo, które zostanie pożarte tuż po przybyciu na miejsce na razie występuje jako poszczególne składniki. Liturgia pod tytułem "podróż do Czech na biegi" zaczyna się około 13.00 i srebrny wehikuł drogowy DCO wytacza się na obwodnicę Opola. Coś jest w tych rytuałach, coś co każe wracać w myślach, kontemplować zdjęcia, medale, numery startowe, czy mapki tras. Coś, co wbrew patriotycznemu obowiązkowi rozszerza usta w uśmiech na widok stacji benzynowej 'Mol', gdzie można kupić nawet mniej, niż na Orlenie, czy BP, ale to nieważne. Liczy się, że klub to wspólnota biegowej pasji, otwartych głów, zaufania i radości z możliwości korzystania z życia.
Wiosenny półmaraton w Pradze, nazwany wyjątkowo celnie przez nadwornego kronikarza DCO, nowym biegowym światem, jest w istocie kumulacją wszystkich najlepszych przymiotów tego właśnie rodzaju aktywności sportowej. Jest sama esencja, czyli pot, wysiłek, wynik, walka z czasem, ze sobą, jest wspólnota, której częścią bycie jest słodkim, kojącym i często ekstatycznym doznaniem, jest też odrobina perwersji, która mówi o cierpieniu na własne życzenie, jest akt budowania i scalania budowli, jaką jest rodzina, grupa. Jest w końcu profesjonalizm i fachowość, dbałość o każdy szczegół przygotowań, po to, by wspomniane wcześniej elementy mogły się zrealizować. Jest kontakt z elitą, ze szpicą, która w swoim fachu osiągnęła doskonałość. Są ranki z rundką po słodkości i kawę, są południa, w czasie których cienie figur na moście Karola malują jego kostkę, popołudnia spędzone na spacerze z polowaniem na najlepsze na świecie zdjęcie i wieczory w restauracji, gdy Wasze oczy rozdziela elegancki kieliszek z czerwoną, rozpalającą wyobraźnię zawartością. Są też dni następne, w których trzeba wyjeżdżać z tego pięknego miasta. Jakiś wyzuty z emocji, pozbawiony wnętrza osobnik mógłby zaprotestować, że przecież w Polsce też są piękne miasta... Ale co z tego?
Tegoroczny Sportisimo Prague Halfmarathon nie odbiegał zbytnio od pewnego schematu podanego powyżej. Pomimo, że Gabrysia nie biegła podczas tego pobytu, to nic przez to nie stracił duch tej imprezy i sportowe oblicze DCO. Waldek pobiegł szybciej, niż się mógł spodziewać. Tylko kilkanaście sekund zabrakło do rekordu życiowego. Tak jakby nie było roku 2017, gdzie zejście poniżej 1:40 to było coś. Chociaż DCO rządzi się raczej prawami racjonalizmu i materializmu, to nie można nie dostrzegać magii, która jako element ornamentacyjny jest zawsze mile widziana.

Nights in White Satin
11 maj 2018
Kopernik, Galileusz, Kepler... Każdy z nich i wielu innych gigantów pomimo trudności udowodnili w końcu, że we wszechświecie obowiązuje ruch, ruch okrężny i obieg jednych ciał wobec drugich. Świat biegowy jako element immanentnie związany z resztą jest takim prawom również poddany i wiadomo, że to buty krążą wokół całej idei biegania, a nie odwrotnie. Owszem, DCO zna takich śmiałków, którzy przeczą tej zasadzie, ale jest dobrze zapamiętane, co mówili co poniektórzy przed wspomnianymi na początku, a co ci najbardziej wytrwali wygadują do tej pory, ale do sedna.
Pierwsze prawdziwe startówki Waldka istnieją już tylko w pieśniach, a na placu boju pozostały już tylko New Balance'y 890v4 Roma edition. Tylko, że mają już przebiegane ponad 550 kilometrów, a poza tym, jakby to powiedzieć, nie cechują się nachalną urodą. W związku z tym oraz z koniecznością podparcia łuku poprzecznego prawej stopy zwłaszcza, DCO zaakceptowało podanie Waldka o zakup nowych butów startowych. Co prawda siła wniosku, zasadność argumentacji, styl pisarski oraz niedostatek użycia językowych środków stylistycznych nie powalił specjalnego jury powołanego przez zarząd DCO, niemniej jednak pozytywnie oceniono prośbę głównie ze względu na zbliżający się półmaraton Sportisimo w Pradze. Dlatego już kilka dni później na stole prezydialnym DCO stanęły one. New Balance M1500 WR4. Białe!!! Zarząd uznał, że będzie to przyczynek do uatrakcyjnienia wizerunku klubu i obiecał dalsze kroki.

Love Of Hopeless Causes
11 maj 2018
Na dwa tygodnie przed inauguracją kolejnej ligi RunCzech, która od 2015 roku jest zaszczycana obecnością Waldka i Gabrysi, a okresowo także Marcina, okazało się, że wszystkie moce zła, drzemiące potęgi ciemności i zastępy ciemnej energii zawiązały sojusz i wycelowały w Gabrysię jak gwiazda śmierci w małą planetę o nazwie kojarzącej się z czymś ulotnym, lekkim i swawolnym. Gabrysia zdecydowała o zawieszeniu planów startowych z powodu niezadowalającego przebiegu przygotowań, ogólnej i miejscowej niedyspozycji oraz przeleczonej infekcji. Wszystko to spowodowało, że praskie starty t.j. Sportisimo półmaraton w kwietniu i maraton w maju miały zostać pozbawione jej uczestnictwa. Każdy zawodnik DCO zna swój organizm i decyzje o sobie podejmuje sam, jeżeli nawet godzi to i uderza w plany, pomyślność i wizerunek całego klubu. Nie pozostało nic innego, jak tyko zaakceptować decyzję Gabrysi i wystawić Waldka kolejny raz jako jedynego reprezentanta klubu.

Try Try Try
11 maj 2018
Dwa tygodnie po napisaniu nowego akapitu w historii biegania DCO, czyli 24.03.2018, klub udał się ponownie w kierunku zachodnim, by gościć w województwie dolnośląskim. Niech nazwa województwa nie zasugeruje tylko pojęcia "dolny" w kontekście wysokości nad poziomem morza. Bowiem coraz bardziej dojrzały klub biegaczy z Opole kierował się na półmaraton ślężański, jeden z najbardziej kultowych biegów długodystansowych, już nie zwykła szosowa pogadanka, ale oczko tylko niższa od górskich opowieści epicka proza. Trzeci raz już Waldek (jako jedyny na razie oficjalny, zgłoszony przedstawiciel klubu) postawił sobie za cel wdrapanie się na przełęcz Tąpadła, żeby chwilę później po minięciu bramy Biegu Opolskiego rzucić się w dół jak z mostu samobójców w pewnym pięknym mieście w Europie, które klub dobrze zna. Okoliczności podobne jak za każdym razem: biuro zawodów w gimnazjum, parking na trawniku, start z rynku za pomocą huku wystrzału z armaty. Wrażenia z biegu biorąc pod uwagę przymioty akustyczne biegaczy można skrócić do dwóch: sapanie i chrzęszczenie w najgłębszych czeluściach oskrzelików biegaczy podczas wbiegu oraz tupot na asfalcie, jakby zbiegiem nie podążali zmęczeni runnersi tylko ogromne stado bawołu na prerii. Wrażenie bezcenne. Należy polecić ten bieg wszystkim, którzy lubią powiesić sobie medal, za który, jak zwykł mówić Balon Greyjoy, zapłacili żelazem, a nie zlotem. Waldek uzyskał czas dość średni, około cztery minuty gorszy, niż w poprzednim roku, ale to są w dalszym ciągu efekty wyjątkowo wyczerpującego sezonu AD 2017.

Four Calendar Cafe
2 kwiecień 2018
10 marca 2018 miały miejsce dwa wydarzenia cykliczne. Pierwsze z nich to urodziny Filipa, okazjonalnego zawodnika DCO, który to święcił je już 21. raz. Drugim cyklicznym wydarzeniem była tradycyjna już atestowana, szybka, wrocławska dyszka Wroactiv. Była to piąta odsłona tego biegu, ale cykliczność w kontekście DCO zawiera się w tytule tego wpisu. Czwarta. Czwarty raz klub biegł w tym samym biegu, notabene rok po roku, bez przerw. Świętowanie czwartego konkretnego biegu z udziałem DCO było już przekładane dwukrotnie, bowiem pierwszym kandydatem był Bieg Opolski, ale w miejsce czwartego występu wprosił się Karkonoski Ultramaraton. Potem była okazja, żeby Bieg Skalnika w Graczach dostąpił miana pierwszego czwartego, ale terminowo trafił pomiędzy dwa włoskie maratony AD 2017, wiec nic z tego. Strzelecka piętnastka mogłaby wyciągnąć ręce po to trofeum, ale nie mogła, bo nie było trzeciego razu w 2016, bo Waldek wówczas goił swój słynny już tatuaż. W związku z tym to właśnie wrocławska wyścigówka została czwartym zaliczonym konkretnym biegiem. Brawo. Autorem ich jest Waldek, wspomożony w 2016 roku przez Gabrysię.
O samym biegu piszemy w stosownym miejscu, ale jak zwykle profesjonalizm, dbałość o biegacza przed, podczas i po zawodach godna pozazdroszczenia. Fakt, że jak to wrocławskie biegi uliczne, ta dycha nie grzeszyła rozrywkową, pozasportową otoczką, ale chyba wszystkiego się nie da. Jeszcze trochę korepetycji u RunCzech i będzie lepiej.

10000 Maniacs
31 marzec 2018
Gdzieś tak w okolicach werońskich ekscesów, krótko przed, podczas, albo zaraz po, licznik Waldka wybił 10 000 przebieganych kilometrów. Zarówno tych treningowych, jak i tych podczas zawodów. To około 700 aktywności biegowych, a z nich 90 % to treningi. Dystanse od kilometra do ponad kilometrów pięćdziesięciu. Od upału 40 stopni do minus osiemnastu demonów szczypiących w twarz.

Beaten by Love
27 marzec 2018
Jeszcze nie było w historii DCO zawodów w lutym. I pewnie dalej by nie było, gdyby nie Piotrek, który już w 2017 roku rzucił hasło. Hasło to upadło na przygotowaną glebę i urosło. Normalnie urosło i chociaż DCO w ostatniej chwili z uwagi na pozasportowy chroniczny brak czasu nawet by się niespecjalnie wzruszył, gdyby plany nie zostały ziszczone, to jednak nieklubowe BMW powiozło czwórkę śmiałków do Werony na potyczkę z dystansem półmaratońskim, a przedtem jeszcze z nocą. Wydarzenia te miały miejsce z 18 na 19 lutego. Gabrysia i Waldek dopiero na dzień następny poczuli, co by stracili gdyby jednak zostali w kwaterze głównej. Był to bardzo dorosły wypad, pozbawiony kibiców nieletnich, co prawda Ania, czyli żona Piotrka, nie jest jeszcze zakontraktowaną biegaczką, ale biega owszem. W Weronie miała wszakże być kibicem, ale pełnoletnim. Drugim kibicem był niejaki Filip, gospodarz biegowej wycieczki goszczący wszystkich w swoich włościach w Zevio nieopodal miasta. Po sumiennym odespaniu nieprzespanej nocy, co zajęło parę godzin, cała świta udała się na wieczorny rekonesans Werony, gdzie na Piazza Bra zlokalizowano metę obok amfiteatru. Wracając do nieprzespanej nocy Piotrek, który był kierowcą, twierdził, że faktycznie była ona nieprzespana. Ciężko powiedzieć czy ma rację, skoro tylko Waldek zauważył wjazd do Włoch, a on był pasażerem. W ogóle każdy twierdził, że nie spał, a ciche, rytmiczne sapanie pochodziło zapewne z wadliwie działającego wspomagania. Anyway, zapach espresso w kafejce na ulicy, krople deszczu na kamiennym chodniku, pamiętającym jeszcze Julię i jej adoratora i pyszne jedzenie na piętrze zwykłej włoskiej restauracji wynagrodził harce z poprzedniej nocy i dobrze nastroił zawodników przed biegiem. Trasa była złożona w dwóch giro, przy czym różniły się one nieco od siebie, co czyniło bieg nawet ciekawym biorąc pod uwagę inne miejsce startu i mety. Był to bodaj pierwszy długi bieg, w którym uczestniczyło DCO, w którym walory staromiejskie zostały utrzymane przez cały dystans. Zwyczajowo przy okazji biegów w urokliwych, starych, słynnych i pięknych miejscach polityka wygląda tak, że te okolice stanowią tylko ułamek całego dystansu. Większość to jakieś przedmieścia, parki, ogródki, nudy, dłużyzny itd. W Weronie praktycznie cały czas było się na co patrzeć i patrzyłby się Waldek dokoła i przyglądał wszystkiemu, gdyby się nie spieszył. A spieszył się, bo to był dobry dzień na bieganie, poza tym było skrajnie zimno. Gabrysia nie wdawała się w jakieś szczegóły tego, co zobaczyła, ale wszyscy zgodnie uznali, że jest to trasa, którą warto powtórzyć przy nieco lepszej pogodzie, albo nawet przy zdwojeniu dystansu, bo jest takie coś. Ogólnie DCO wykręciło dobre czasy, zwłaszcza że mówimy o lutym, gdzie zwykle rozpoczynają się niespiesznie jakieś BPSy.

For What It's Worth
27 marzec 2018
W roku 2018 tak się ułożyły terminy, że sezon narciarski dla DCO zaczął się i skończył w styczniu dając tym samym możliwość biegania po śniegu, lodzie i po górkach Moeny dwukrotnie. Ramy tematyczne tej witryny nie obejmują potoku wrażeń i opisów uniesień na niwie narciarstwa alpejskiego w związku z tym zostaną one pominięte. Jednakowoż związek takiego biegania jako elementu przygotowawczego do wiosennych długich biegów jest oczywisty. Styczeń skończył się odnotowując początek fachowego BPS-u Gabrysi oraz dość jeszcze leniwy okres biegania Waldka (130 km/m-c, mało!!!). Pierwszym startem AD 2018 miał być półmaraton w Weronie w okolicach walentynek, oczywiście DCO + Piotrek, co ostatnio stało się już zwyczajem.

Party's Over
27 marzec 2018
Sylwester 2017 roku miał być szaleństwem na cześć wybieganych przez Waldka 10 tysięcy kilometrów. Miał być iluminacją woli ludzkiej, emanacją wytrwałości i kwintesencją uporu. Był tylko zwykłym sylwestrem w Szpindlerowym Młynie okraszonym co prawda crossowym biegiem po śniegu przy padającym deszczu. Nie udało się osiągnąć tego dystansu, zabrakło ponad 200 kilometrów. Niemniej jednak nie spowodowało to jakiegoś zbytniego smutku w ekipie z dwóch względów. Po pierwsze sezon 2017 dla DCO był ciężki, długi i trudny, poza tym przyplątała się kontuzja Waldka, przed włoskimi maratonami. Gabrysia natomiast musiała zrezygnować z debiutu maratońskiego we Florencji z powodów wielu, z których też jej sezon był nieco lżejszy. Po drugie już od razu po Nowym Roku zaczynał się sezon Dolomickich Nart dla DCO, a to jak powszechnie wiadomo jest głównym czynnikiem sprawczym funkcjonowania Gabrysi i Waldka jako ludzi i biegaczy. Początek roku 2018 w rzeczonym Szpindlerowym Młynie miał zwiastować nowy, kolejny biegowy rok.

New Religion
18 grudzień 2017
Przełomy są trudne. Silnie zmieniające rzeczywistość procesy, poza tym, że są naturalną konsekwencją rozwoju, mogą być nierozerwalnie połączone z rewolucją. Zmiana paradygmatu biegania wg Waldka była tylko niewinnym początkiem. Rejestracją faktu, że biegowa emerytura może polegać na niczym innym, niż bieganiu była pierwszym krokiem do konstatacji, że ten rodzaj aktywności nie ma okresu ważności do spożycia, że można go smakować do późnej starości. Tym samym, jeżeli jest jakaś skończona żywotność ciała ludzkiego, to lepiej rozłożyć sobie to na dłuższy czas po to, by cieszyć się nim dłużej.
Ta myśl kiełkowała już jakiś czas, ale brakowało wody by ożywić wątłe źdźbło. Tą wodą, a prawdę mówiąc wodospadem była kontuzja prawej stopy Waldka. Diagnoza o przeciążeniu łuku poprzecznego spowodowała kolejną zmianę myślenia. Taką, że nadpronacja wymaga obuwia, które miast pogłębić, odciąża ten łuk. I tak nastał nowy porządek świata, w którym Waldek teraz biega po to, by czerpać radość z biegania i startów, a nie po to, by rubryka rekordy życiowe stale się zmieniała.
W domu pojawiły się zatem Asics Gel-Kayano edycja 24. Piękne, eleganckie w swojej prostocie, biegowe, prawdziwie męskie buty biegowe.

Untill The End of the World
17 grudzień 2017
Pod koniec marca 2015 przesyłka kurierska dostarczyła Waldkowi pierwsze prawdziwie startowe buty. Stosując terminologię sportową były one treningowo-startowe, niemniej jednak w świecie biegaczy amatorów były to startówki i koniec! Pierwszy półmaraton w zawodach to ich dzieło. Marcowa Praga 2015 i bliskie spotkanie z blichtrem prawdziwego biegania w światowym wydaniu. Tak to ich robota. Pierwszy maraton, Wrocław wrzesień 2015. Tam także maczały swe palce te limonkowe biegowe cuda. Oczywiście o nich mówimy: New Balance 890v4 edycja Boston.
Dwa maratony, siedemnaście półmaratonów, dwie piętnastki, trzynaście dyszek, jedna piątka. To ich zasługi na niwie zawodów biegowych. Poza tym jeszcze treningi, głównie jako rozruch przed zawodami. W sumie 47 biegów i 703 kilometry. Mówi się, że żywotność startówek oscyluje około 300 kilometrów. Eeehh...
Wszystko co młode, kiedyś się starzeje. Wszystko co nowe, kiedyś pokrywa się kurzem. Natomiast wszystko co piękne, pięknym może pozostać. Wystarczy tylko dbać o pamięć i o wspomnienia. Taki los spotyka właśnie Bostony. Już są zupełnie rozklepane, zero amortyzacji. Występ w nich kończy się bólami stopy. Doszły do kresu swego biegania, ale pamięć o nich zostanie tak długo, jak skuteczna będzie pamięć Waldka, ew. serwer na którym DCO notuje wszystkie ważne chwile z biegowego uniwersum.
W sensie fizycznym Bostony lądują w koszu na śmieci, w sensie duchowym zostają na zawsze.

Boys Are Back In Town
17 grudzień 2017
Rośnie kupka nazw biegów i miejsc, w których członkowie Dottori Corrono Opole startowali trzykrotnie. Wrocław, Praga, Rawenna, Kraków, Gracze. Teraz do tego zaszczytnego grona dołączyły Strzelce Opolskie ze swoim dwudziestym ósmym już biegiem ulicznym im. Euzebiusza Ferta. Na razie jeszcze nie ma na mapie miejsca, odwiedzanego razy cztery.
Strzelecka piętnastka to szybkie kryterium uliczne złożone z jednego małego i trzech większych kółek. Trasa wytyczona po asfaltowych w większości drogach, z przebiegiem przez korytarz szkolny, oprócz zwyczajowego wiatru są trademarkami tych zawodów. Od początku zmagań DCO z tym biegiem reprezentantem klubu był Waldek. Tym razem towarzyszył mu Piotrek, biegacz, z którym DCO ma więzi rodzinne, które gładko przełożyły się na zainteresowania sportowe. Co ciekawe, Waldek w 2014 roku biegnąc pierwszy raz trasę w Strzelcach, debiutował na takim dystansie, chociaż już kilka biegów wówczas miał na koncie. Piotrek, w swoim pierwszym sezonie startowym, w Strzelcach biegł najkrótszy dystans w karierze startowej. Taki oto długodystansowy typek z tego Piotrka. W tym roku wiatr zlitował się nad uczestnikami dając im szansę zmagać się już tylko z zimnem (1 stopień C) i własnymi słabościami.
4:46, to tempo, które wykręcił Waldek. Po ciężkim, długodystansowym sezonie 2017, to bardzo dobry wynik. Bardzo, bardzo dobry. Teraz czas na odpoczynek od startów, ponieważ następne zawody dopiero w połowie lutego 2018. Ale za to miejsce będzie szczególne, mianowicie Werona. Miejsce, w którym Romeo piał z miłości do Julii, da zapewne okazję Waldkowi do podobnych kantat w stronę Gabrysi, albowiem ten półmaraton będzie się święcić z okazji Walentynek.

Love Me Two Times
10 grudzień 2017
Przeciwności losu postanowiły na jakiś czas przerwać obserwację kwatery głównej Dottori Corrono Opole i w związku z tym klub miał szansę doprowadzić do końca śmiały plan dwóch włoskich biegowych wypadów w odstępie dwóch tygodni. 12 listopada mgła spowiła Rawenne, natomiast 26 listopada Florencja utonęła w potokach deszczu. W Rawennie Gabrysia pobiegła swój drugi półmaraton tamże, Waldek trzeci maraton, natomiast ulice Florencji udeptywał Waldek, tym razem Gabrysia ograniczył aktywność do kibicowania, za to ze wzmocnionym arsenałem, ponieważ swoje naboje dostarczył Marcin. Dwie włoskie panny okazały się być dość słowiańsko humorzaste i na nic zdały się dobre występy gwiazd tutejszego klubu. Wg czasów Waldek we Florencji wykręcił trzeci czas w tym roku. Na niewiele się to zdało. Jej wysokość Florencja nakazała wodzie przykładnie poddanie się grawitacji. Jej sąsiadka baronowa Rawenna owinęła całe miasto gęstą mgłą, co nie przeszkodziło jednakże zawodnikom DCO w osiągnięciu przyzwoitych czasów. Palazzo Bezzi, Hotel Paris to miejsca spoczynku, odpoczynku, relaksacji i radości. To miejsca zborne, punkty spotkań między eskapadami po znajomych uliczkach, kontrapunkty między znajomymi i kuszącymi smakami i zapachami i łączniki między życiem codziennym, a marzeniami. Same biegi zostały szczegółowo opisane w stosownej zakładce, a jeżeli chodzi o pozasportowe doznania, emocje i uniesienia, to sprawa nie jest prosta, gdyż język pisany jest zbyt ubogi, pozbawiony półcieni i zbyt szablonowy, by oddać ich dokładny kształt i formę. Bieganie w Italii i cała otoczka organizacyjno-logistyczno-mistyczna to jest sprawa metafizyki i do jej opisu używa się innych technik, niż do opisu biegu w Świdnicy na przykład. Oczywiście nie mówiąc nic złego na temat Świdnicy.

High Hopes
1 listopad 2017
W normalnych warunkach na przekór kalendarzowi byłby wybuch euforii z odliczaniem typu: jeszcze jedenaście dni do Ravenny, jeszcze dwadzieścia pięć do Florencji etc. Z uwagi na obiektywne względy emocje trzymane są raczej na uwięzi i kwatera DCO pełna jest raczej nerwowego napięcia, oczekiwania i nadziei lekko złamanej niepewnością. A stan rzeczy jest taki, że Waldek, który jak wiadomo lubi się trochę pogrzać w świetle reflektorów, wypowiedzieć jakieś w jego mniemaniu mądre uwagi, które miałyby być dającym sytość pokarmem intelektualno-duchowym dla rzeszy takich rzeczy spragnionych, od wczoraj trenuje. Wrócił do treningów, na co pozwoliła zdająca się wychodzić z domu kontuzja. Na razie ostrożnie i spokojnie, ale na tyle dobitnie, że raweński plan został odkurzony i na chwilę obecną DCO stanie na niebieskim dywanie i pozwoli AC/DC zagrzać się do boju. "Ravenna e bella per questo li correremo e medaglia e anche belissima"- tak mówią Gabrysia z Waldkiem.
Co się stanie z toskańskim maratonem we Florencji jeszcze nie wiadomo. Będzie to zależało od tego, co się wydarzy 14 dni wcześniej w Rawennie. Nacisk został położony na Rawennę jeżeli chodzi o względy sportowe i to stanowi w tej chwili priorytet klubu.
W międzyczasie aktualne, oficjalne buty treningowe Waldka czyli New Balancy 880v6 w dniu wczorajszym zaliczyły setny trening i obecnie mają przebiegane 1622 kilometry.

Vagabonds
29 październik 2017
Jeszcze zanim prawa stopa Waldka rozpoczęła akcję protestacyjną i oflagowała się wraz z listą żądań, 15 października odbył się już czwarty półmaraton krakowski pod tytularną opieką PZU. To znaczyło, że plecy koszulki pakietowej będzie zajmować dumnie logo tejże firmy, na szczęście w tym roku nie dość duże. Rozmaite plany rodzinno-zawodowe DCO spowodowały, że na podbój Krakowa wyruszyli: Waldek na swój trzeci tam występ oraz Piotrek na pierwsze swoje harce tamże. Taki męski, krótki, treściwy i na temat wypadzik 200 kilometrów na wschód. Jak zwykle finisz w hali Taurona, jak zwykle doskonała strefa finiszera, ale jak nigdy piękna pogoda nawet miejscami zbyt piękna (ciepło!!!). Tym razem organizatorzy zmienili trasę, zamiast wokół Błoni biegacze biegali wokół hali Taurona, zamiast przez Rynek i Grodzką, trzeba było się pomęczyć w okolicach kilku mostów. Ostatecznie zmiany zmianami, a jak wąsko było dawniej, tak było też i teraz. Waldek, któremu super ściganie się w połówkach w tym roku specjalnie nie leży, osiągnął 1:42:23, co jest wynikiem w środku stawki tegorocznych jego popisów. Piotrek tym razem nie pobił życiówki, tak jak to ostatnio robi. Ale nie była to jego pragmatyczna, przemyślana decyzja, tylko kontuzja też kostki i też prawej; ale bieg dokończył i medal przywiózł.

Death Valley 69
29 październik 2017
Wszystko szło świetnie. W poprzednią niedzielę, czyli na trzy tygodnie przed maratonem w Rawennie Waldek przebiegł swoją treningową, przygotowawczą trzydziestkę w rewelacyjnej motoryczno-kondycyjnej odsłonie. W klubie zaczęto już odliczać dni do obu włoskich maratonów i się wszystko sp...., a konkretnie mówiąc prawa stopa Waldka odmówiła dalszej współpracy i od poniedziałku na myśl o zbytnim jej obciążeniu pojawiał się ostry ból. Póki co cały tydzień przygotowań wypadł. Dzisiaj, czyli 14 dni przed startem pojawiło się światełko nadziei, gdyż od rana na razie nie ma jakiegoś istotnego bólu. Za dwa dni wypada trening. Czy dwa tygodnie wystarczą, aby nadrobić stracony tydzień? Niezły horror się na naszych oczach wydarza w DCO. Zdążą, nie zdążą?

I Want You
9 październik 2017
Zachęcony statystykami z tegorocznego RunCzech League, Waldek roztoczył przed zarządem Dottori Corrono Opole słodką wizję, która miałaby być zastrzykiem wszechrzeczy dla dalszego sportowego i pozasportowego rozwoju DCO. Czymś w rodzaju wkładu układu scalonego w rozwój elektroniki. Otóż, skompletowanie wszystkich biegów przyszłorocznej edycji byłoby tym łykiem ambrozji, kawałkiem nieba i metrem kwadratowym atlantydy.
7 kwiecień- Sportisimo Prague Halfmarathon
6 maj- Volkswagen Prague Marathon
19 maj- Mattoni Karlovy Vary Halfmarathon
2 czerwiec- Mattoni Ceske Budejovice Halfmarathon
23 czerwiec- Mattoni Olomouc Halfmarathon
8 wrzesień- Birelli Grand Prix Prague
11 wrzesień- Mattoni Usti Halfmarathon
Zarząd wciąż dyskutuje.

Imaginary Dragons
8 październik
Dokładnie za tydzień odbędzie się kolejny, chociaż dopiero czwarty, ale już trzeci z udziałem DCO, półmaraton krakowski. Od początku ten bieg został oficjalnym, kontrolnym sprawdzianem formy przed raweńskim maratonem. W ten sposób połączone zostały dwa piękne, historyczne miasta. W końcu w obu tych miastach Waldek osiągnął swoje rekordy życiowe. A tak o Waldku sobie gawędzimy, ponieważ to on będzie reprezentował DCO w tym roku. Razem z Piotrkiem, który w tym roku zgarnia połówkę za połówką, wyruszą na podbój Krakowa z samego rana za tydzień.

40 Days
3 październik 2017
W tym roku każdy, kto minie linię mety maratonu, półmaratonu i pierwszych dwustu finiszerów na 10,5 dostanie taki medal. Wg starszeństwa oczywiście. Maratończycy większy, półmaratończycy mniejszy, a sprinterzy najmniejszy.
Po raz trzeci z rzędu i zapewne nie ostatni, DCO biega w Rawennie. Biega, ale też chodzi, spaceruje, wałęsa się, kluczy po uliczkach, snuje się, a to wszystko po ty, by oczy zobaczyły znajome widoki, by nogi zostały postawione na znajomych kostkach i chodnikach, by dusze zostały nakarmione rzeczami ulotnymi, a brzuchy zupełnie nieulotnymi. Przez czas miniony, tych kilka dni w Rawennie zostało ostatecznie zdefiniowane jako oddzielna jednostka taksonomiczna, a jej znaczenie wykracza daleko poza słowa kluczowe typu: maraton, zabytki, hotel, pasta, espresso. Jednostka ta zdaje się być bardzo różnorodna, ale też absolutnie niepodzielna.
Zostało czterdzieści dni.

King for a Day Fool for a Lifetime
2 październik 2017
Garść liczb z tegorocznej edycji RunCzech.
8 biegów.
5 miast.
26282 biegaczy (odliczając elitę i biegi rodzinne).
6705 wolontariuszy.
5 rekordów świata.
12 rekordów poszczególnych tras.
11 rekordów krajowych.
Waldek nie był zupełnie bezimiennym zatopkiem w kolorowym korowodzie zalewającym miasta Czeskiej Republiki.
Zajął czwarte !!! miejsce wśród lekarzy w swojej kategorii wiekowej.
Natomiast wśród 306 polskich zawodników był bezapelacyjnie najlepszy.
A na ogólną liczbę 26282 sklasyfikowanych uczestników był 483.
Do kwatery głównej DCO dochodzą gratulacje z całego biegowego świata.

Theory of Machines
2 październik 2017
Podobnie jak z Budziejowicami, tej bieg nie figurował w oficjalnym planie startowym na rok 2017. Jako, że tydzień po wrocławskim maratonie, a w zasadzie sześć dni, nie był brany pod uwagę. Ale powinności serca wzięły górę. Serca, trzeba dodać Waldka. Serce Gabrysi i Marcina biło zgoła innym rytmem. I stało się tak, że 16 września autokar klubowy wytoczył się z hangaru DCO i skierował się ku zachodowi wioząc jednego tylko zawodnika. To jest też dobra chwila, żeby nieco przybliżyć istotę uczuć Waldka do tego biegu. Jest to ostatni w każdym roku epizod błyskotliwego miniserialu pod tytułem RunCzech. Chociaż samo Usti nie posiada zatrzymującej dech w piersiach architektury, ani wywołujących dreszcz rozkoszy zabytków, bo jest raczej miastem przemysłowym, to trasa biegu jest czymś szczególnym. Zaczyna się klasycznie na rynku, ale później mamy liczne przebiegi przez masywny industrialny, stalowy most, potem przelot przez postindustrialne, jakby przyzakładowe osady mieszkaniowe, a jeszcze potem sprint wewnątrz ogromnego, przemysłowego cielska, jakim jest zakład chemiczny Spolchemie. Itd, itd. W tym roku pogoda zadała kłam poprzedniorocznemu deszczowi i przygotowała się solidnie, 14 stopni, malutke słońce gdzieniegdzie. Efektem tych warunków był najlepszy wynik półmaratoński Waldka AD 2017- 1:38:02.
Te usteckie harce zakończyły, zdaje się, waldkowe zmagania z zagranicznymi półmaratonami w tym roku. Inna sprawa z Gabrysią, która ma jeszcze co nieco do zrobienia na tych dystansach.

Buon Compleanno Gabriela!
2 pażdziernik 2017
Niepostrzeżenie minął rok od pierwszego października 2016 roku, a to znaczy, że kobieca strona DCO staje się w tym dniu jeszcze ważniejsza, niż jest na co dzień, a że jest ważna, to widać każdego dnia. Chodzi o to, że w dniu wczorajszym Gabrysia ukończyła kolejny rok swojej oszałamiającej i onieśmielającej inne atletki biegowej kariery, który zarazem był kolejnym rokiem podobnego w dziedzinie epitetów życia (przynajmniej reszta klubu ma taką nadzieję). Rok 2016 był wejściem na salony długodystansowe, czy raczej wbiegiem. Obecny rok jest okresem stabilizacji i zbierania sił. Rok 2018 jest, w zakresie planów, pokonaniem kolejnych kamieni milowych. W związku z tym cały klub, sympatycy, kibice, rodzina i nieśmiały admin życzą Ci samych sukcesów osobistych, zawodowych, naukowych, towarzyskich... aha oraz sukcesów biegowych, na które Cię stać i na które zasłużyłaś i zasłużysz.

Harvester of Sorrow
22 wrzesień 2017
10 września odbył się już 35. maraton wrocławski, po raz kolejny z PKO jako sponsorem tytularnym i po raz kolejny z udziałem Waldka z DCO, który na razie jako jedyny w klubie przyjmuje na siebie trudy i niewyobrażalną radość wynikające z pokonania ciut ponad czterdziestu dwóch kilometrów. To we Wrocławiu dwa lata temu szacowny admin medialnego ramienia Dottori Corrono debiutował na trasie maratonu i w tym samym miejscu rok później dotarł na metę prawie rozczłonkowany przez nieludzki upał. Takoż w tym roku Waldek stanął na ścieżce startowej oczekując miłego i przyjemnego biegu. Do tej pory jeżeli chodzi o jednostkę przyjemności i radości podczas pokonywania maratonu, to był nią start w maratonie w Pradze w maju 2017. Oczekiwania może nie sięgały aż tak wysoko, ale BPS zrealizowany bardzo gruntownie i ogólna dyspozycja napawały optymizmem. Z drugiej strony był to już czwarty taki dystans w tym roku, a jeszcze dwa czają się w listopadzie, w związku z tym rozsądek zaczął okupować rejony mózgu odpowiedzialne za instynkty i podprogowe szaleństwa.
W międzyczasie w przeddzień niejaki Filip, prywatnie starsze dziecko G i W, pobiegujący sobie w miarę regularnie, zażyczył startu w towarzyszącym biegu rodzinnym na olimpijską milę. Jako, że Gabrysia i Marcin mieli już zakontraktowany występ na nim, okazało się, że DCO w okamgnieniu zaczął mieć czworo zawodników.
A więc ruszyli maratończycy falami o godzinie 9.00 zabierając ze sobą Waldka, a kilkanaście minut później wystartowała olimpijska mila z resztą DCO.
Pogoda była maratońska jak na życzenie, 13-14 stopni, bez słońca, bez wiatru, co jakiś czas kilka kropel deszczu. I zgodnie z planem bieg Waldka był miły i przyjemny.... tylko, że przy okazji diabelsko szybki. Miglanc wyczuł warunki i postanowił je wykorzystać, i osiągnął drugi czas w swojej historii. A mógłby szybciej, tyko po co?... jak szybko dorzucił.
Tymczasem olimpijska mila zakończyła swoją aktywność i debiut Filipa stał się faktem, co oczywiście odnotowano specjalną czcionką.
Jedna tylko sprawa pozostała do wyjaśnienia. Dlaczego takie piękne i wesołe w sumie wydarzenie musi być takie szare i dojmująco smutne. Na całej trasie były może za dwa punkty z muzyką na żywo i może trzy sensowne punkty kibica. Całe zawody wyglądały jak prywatny bieg klubu sportowego, jak trening. W całym mieście nie znalazło się kilka zespołów, dla których byłoby to szansą na pokazanie się?

All Tomorrow Parties
9 wrzesień 2017
Jesień coraz mocniej puka do drzwi i okien, żar z nieba ustępuje już miejsca przyjemnemu chłodnemu podmuchowi. Pora kolacji coraz cieśniej zaczyna zawiązywać sojusz ze zmrokiem i coraz częściej trening kończy się w ciemności. A zielony background przeistacza się powoli w polichromatyczną smugę. Ale jest to czas największych ekscytacji biegowych sezonu. Okres ścigania się na poważnie, moment weryfikacji poważnych starć z gorącym latem, które miały miejsce na katorżniczych treningach wakacyjnych.
Gabrysi, której obiektywne przeciwności losu przeszkodziły w realizacji pierworodnego maratonu we Florencji, pozostała klasyczna, jeśli nie powiedzieć klasycystyczna, połówka w Rawennie, a potem pewnie jakieś grudniowe pierdółki. Waldek natomiast ma kontrakt na trzy maratony. I tak już jutro, czyli 10 września trzecia z rzędu eskapada we Wrocławiu, czyli 35. Wrocław Maraton. Biorąc pod uwagę monstrualny wręcz BPS (800 kilometrów), powinno być dobrze, a w zasadzie nie tyle dobrze, co miło, bo po nim w listopadzie czekają jeszcze dwie włoskie piękności (Rawenna i Florencja). Mając umówioną randkę z tymi ślicznotkami, Waldek będzie dbał o siły, także Wrocław ma być przede wszystkim przyjemny. Kalendarzowo w grudniu wypadać jeszcze będzie osławiona piętnastka w Strzelcach Opolskich, na którą po roku przerwy pewnie DCO będzie chciało powrócić.
Co się tyczy planów na rok 2017 to powyżej został nakreślony plan. Rok 2018 natomiast prawdopodobnie będzie jak wybuch supernowej. Przede wszystkim piękny jak Ganimedes majowy maraton w Pradze ma paść łupem zarówno Waldka, jak i Gabrysi. Wystarczy tylko powiedzieć, że oboje atletów zostało już zapisanych i opłaconych. Poziom determinacji obojga pokrywa się z kreseczką 'max' i wydaje się, że z nowym rokiem rozpocznie się okres przygotowawczy do debiutu maratońskiego Gabrysi. Oczywiście klubowy harmonogram i terminy będą teraz podporządkowane pierwszemu weekendowi majowemu przyszłego roku. Zarząd zarezerwował hotel 'U kocku' który był świadkiem debiutu półmaratońskiego Waldka, teraz będzie świadkiem debiutu Gabrysi na 42 km.
Poza tym obowiązki wobec RunCzech! Oczywiście w kwietniu po raz czwarty DCO wystąpi w Sportisimo Prague Halfmarathon i jeszcze połówka w Karlowych Warach.
W lipcu Waldek już sobie zaplanował Dolomiti Primiero Marathon. I w zasadzie więcej zaplanowanych i opłaconych biegów na razie nie ma. Oczywiście lista szybko się zapełni, natomiast w dalszym ciągu trwa układanie się tematu przyszłorocznego maratonu w Nowym Jorku. Prawdę mówiąc nie są to plany niemożliwe, a w zasadzie są całkiem możliwe. I dlatego to wokół niego będą budowane pozostałe plany.

Holidays in Cambodia
8 wrzesień 2017
Co prawda wspominany maraton w Dolomitach, to jest pieśń przyszłoroczna, ale DCO postanowiło zadać szyku na szlakach w tychże Dolomitach już teraz, czyli w końcówce lipca, łącząc wakacje, tęsknotę za Trentino, okres przygotowawczy do biegowego sezonu jesiennego oraz zakupiony ekwipunek, czyli plecaki i kije trekkingowe. Bazą wypadową było San Martino di Castrozza. Cała trójka zdobyła przełęcz Mulaz, (prawie) Rosettę oraz obeszła tereny Alpe Lusii. Chociaż pogoda płatała figle pod postacią deszczu, burzy, 10 stopni C w dzień, to klub wrócił bogatszy o wiele nowych doświadczeń.
To jest wersja oficjalna do prasy.
W rzeczywistości Gabrysia oprotestowała tego typu pomysły jako formę spędzania urlopu we Włoszech i bogatsza o nowe doświadczenia przedłożyła propozycję powrotu do Chianti. Zarząd oczywiście przychylił się do prośby, tym bardziej, że Toskania Toskanią, ale bieganie w Dolomitach i tak będzie.

Avalanche
8 wrzesień 2017
Dwa tygodnie po wrocławskim disasterze Pani Królewna Śnieżka czekała na Waldka 1. lipca spowita zimnem, wiatrem i deszczem. Około rok trwały przygotowania do tego górskiego ultramaratonu. Przy czym samego specjalistycznego, górskiego biegania było niewiele, natomiast lwia część przygotowań polegała na obserwacji filmów na YouTube, jak to inni zdobywają Karkonosze. Gwoli ścisłości trening trwał cały czas, biegi długie, krótkie, z plecakiem, bez, z górki, pod górkę, w terenie, na asfalcie etc., ale nie było typowych biegów górskich. W każdym razie w YT zawsze była piękna pogoda, tymczasem w przeddzień GOPR grzmiał, wejście na Śnieżkę było niepewne i w ogóle dupa. Ostatecznie było zimno, padał deszcz i wiał wiatr. Ale nie taki żeby skracać trasę. Z perspektywy Waldka bardzo było śmiesznie, bowiem jego oczekiwania co do takiego biegu, a rzeczywistość rozminęły się już na pierwszych kilometrach. Oczywiście szczegóły w zakładce "starty". Tym bardziej duma z ukończonego dystansu była większa, a to, że już kilka godzin po biegu zaczął rozmyślać o następnych takich biegach tylko potwierdziło śmiałe przypuszczenia, że jego jaźń obraca się już w towarzystwie tajemniczych księżyców Saturna. Pierwszym krokiem po zwodach było kupno prawdziwie górskiego plecaka Grivel i kijów Fizan. A jeszcze trochę potem nasz świeżo upieczony ultrasek zaplanował sobie Dolomiti Primiero Marathon w 2018 w lipcu. Ostro!

Fall of Leviathan
8 wrzesień 2017
Z cyklu 'sprzątanie bloga dla świeżych wiadomości'.
Trzeci pod rząd nocny wrocławski półmaraton padł łupem Dottori Corrono jak zwykle w czerwcu tego roku, a konkretnie 17. czerwca. Podobnie jak pierwszy w całości należał do Waldka. Gabrysia tym razem odmówiła udziału, a jako że czasu już upłynęło dosyć, to przyjmijmy, że nie były to najważniejsze dla niej zawody. Tak więc Waldek (ale w towarzystwie Piotrka) ruszył na wieczorowy podbój Wrocławia, by zginąć marnie śmiercią męczeńską na trasie. Opisano to dość szczegółowo w zakładce starty, w związku z tym w tym miejscu zarząd tylko zaakcentuje absolutną, bezkompromisową porażkę i spektakularny upadek naszego zawodnika. Ale cóż.. jeżeli popełnia się wszystkie klasyczne i nieklasyczne błędy przedstartowe (brak regeneracji, trwonienie sił, zła dieta, słabe nawodnienie), jeżeli lekceważy się dystans, to wszystkie biegowe bóstwa w zgodnym przymierzu eliminują takiego gagatka i dają mu nauczkę. Waldek zdaje się błędy zrozumiał, karę odbył i poprawę obiecał. Nie będzie poddany więc dalszym torturom. Wynik w okolicach 1:46:00 mówi sam za siebie.

Last Dance
11 lipiec 2017
Tego wyjazdu miało nie być. Intensywna startowo wiosna wydawała się rozsiadać na całej kanapie i drobne perswazje nie powodowały, że znajdzie się łaskawie kawałek miejsca. Ale na kilka tygodni przed startem w zasadzie znikąd zmaterializowała się myśl o spięciu klamrą całej historii podboju czeskiej biegowej ziemi, o symbolicznym domknięciu trudu treningów i urlopowej wolności. A jako, że ostatnim miejscem do zbadania były Czeskie Budziejowice, to ten właśnie adres został wstukany do nawigacji w klubowym autokarze wcześnie rano w dniu biegu 3 czerwca. Biegowe walory opisano tam, gdzie trzeba i w tym miejscu pozostaje miejsce na kilka słów zbiorczych i wniosków. Otóż, przedsiębiorstwo o nazwie RunCzech organizuje znakomite imprezy biegowe, których poziom logistyczny i organizacyjny przyprawia o zawrót głowy. O poziomie sportowym mówi tylko fakt, że wszystkie bez wyjątku zawody mają złotą odznakę IAAF. To właśnie w Czechach jak się dobrze człowiek ustawi, mija się podczas biegu elitę biegową na prostych fragmentach tras. Elitę biegową świata!!! Mistrzowie olimpijscy, rangi mistrzowskiej europy i świata, medaliści. Nie trzeba jechać do Londynu, czy Berlina. I chociaż edycja w Czeskich Budziejowicach należy raczej do nieco gorszych wespół z Ołomuńcem, to są to biegowe przygody, dla których warto się tłuc cztery, czy pięć godzin samochodem, chociażby dlatego, żeby po biegu wykąpać się w hotelowej łazience i trochę na sztywnych nogach pójść na kolację, oglądać równych sobie biegaczy, którzy całymi rodzinami świętują swoje większe i mniejsze sukcesy.

Happiness is Easy
25 czerwiec 2017
W dalszym ciągu w trybie nadrabiania zaległości. 27 maja miała miejsce kolejna owiana legendą polska impreza biegowa, czyli Bieg Górski na Ślężę. To właśnie to wydarzenie, edycja 2016, spowodowało to, co będzie miało miejsce pierwszego lipca tego roku, czyli udział Waldka w Ultramaratonie Karkonoskim. W tym roku Gabrysia z Waldkiem obuci w stosowne obuwie pod kryptonimem Speedcross wdrapali się na Ślężę z niejakim wysiłkiem, po to tylko, by po kilkudziesięciu minutach potrzebnych na serwis, z owej Ślęży zejść. Obydwie te aktywności zgodną decyzją zarządu DCO zostały uznane za wyjątkowe, jedynie w swoim rodzaju i pod wszelakim rygorem wpisane do aktywności cyklicznych. Kolejny raz bieganie okazało się nie tylko potrzebne dla życia, ale również zostało kolejny raz zdefiniowane, jako nieopisana radość i szczęście.

This Must Be the Place
21 czerwiec 2017
20 maja 2017 DCO zwiedzając południowo-wschodnie rubieże Niemiec dotarł do Karlowych Warów, czyli Carlsbergu. Z cyklu "przeżyjmy wszystkie biegi RunCzech" tym razem akcja została przeniesiona na słynne uzdrowisko, gdzie możni panowie z cokolwiek niemieckim rodowodem, a także car Piotr I z lekko przyszywanym takimże rodowodem, zażywali odpoczynku popijając to, co bije spod ziemi i zawiera mnóstwo ważnych składników. Tutaj też od lat kilku zaledwie toczą się potyczki biegowe, a renoma (i grube pliki banknotów dostarczane przez hojnych sponsorów) i związane z tym fantastyczne wyniki czołówki biegaczy przyciągają także biegaczy, którzy nad doczesne dobra przedkładają szlachetne idee sportu (to chyba najprostsza wymówka). Zanim ekipa DCO po podróży udała się na spoczynek w zarezerwowanych apartamencie Verona, trzeba jeszcze było rozwikłać nie lada zagadkę i uskutecznić gonitwę przez połowę miasta szukając wskazówek. Zupełnie jak w powieściach Dana Browna, w Szklanej Pułapce 3, czy Matrixie. Ostatecznie noc minęła zupełnie spokojnie. Nazajutrz był dzień zawodów. Dlatego pierwszą połowę dnia DCO spędziło na chodzeniu, wałęsaniu się, spacerowaniu, snuciu się i kręceniu po prawdziwie urokliwym mieście z widoczną naocznie historią w dziedzinie architektury na przykład. Po obiedzie we włoskiej restauracji, stolik w stolik z native speakerami, klub udał się do apartamentu w celu koniecznego odpoczynku, w międzyczasie Waldek zrobił sobie spokojny 7-kilometrowy trening. Co ważne, nie planował uczestnictwa w głównym biegu w związku z wyczerpującym ostatnim tygodniem dwumaratońskim. Natomiast zamierzał pobiec z Marcinem w biegu rodzinnym, tak jak to w tym roku stało się tradycją. Ponownie liczebność biegu dodatkowego zbliżyła się niebezpiecznie do biegu głównego i obaj panowie szybko rozprawili się z dystansem trzech kilometrów tak, by zdążyć na start Gabrysi w biegu głównym, która to Gabrysia po raz kolejny udowadniała coś ważnego. Tym razem udowodniła, że potrafi sama na dużym spokoju pobiec wcale niełatwy półmaraton i to w naprawdę dobrym stylu. O czasie, który osiągnęła więcej w zakładce starty, ale wystarczy powiedzieć, że pokonała wyczyn z Pragi w sposób imponujący. Poza sukcesem sportowym był to wyjazd niezwykle udany chociażby z tej przyczyny, że wg opinii Gabrysi trasa jest na tyle interesująca, iż bardzo wskazana jest kolejna wizyta w Carlsbadzie, aby ponownie cieszyć się z biegania w takich okolicznościach i takim otoczeniu.

Where Eagles Dare
19 czerwiec 2017
Gdzieś tak w połowie ostatniego okrążenia maratonu opolskiego Waldkowi stuknęło 1000 kilometrów przebiegniętych w oficjalnych imprezach biegowych (takich z numerami, pomiarami czasu itd.). Zbiegło się to mniej więcej w czasie z 8000 kilometrów przebiegniętych w ogóle, wszystkich. Jak widać żeby przebiec 1 kilometr na zawodach trzeba na to poświęcić 8 kilometrów na treningach. Oby tak dalej. Następnym kamieniem milowym będzie przebiegniętych 10000 kilometrów. Powinno się to stać w okolicy Sylwestra 2017/18. Będzie huczna zabawa!

You Belong to the City
19 czerwiec 2017
14 maja 2017. Maraton Opolski. To, że Waldek w nim pobiegnie okazało się stosunkowo niedługo przed zawodami, a plan był odważny, bowiem przewidywał dwa maratony w odstępie siedmiu dni. Biorąc to pod uwagę, siły zostały rozłożone tak, by oba te biegi ukończyć w czasie do czterech godzin. W Pradze było 3:47, a Opole przygotowało upał i trudną trasę, co w kontekście zmieszczenia się w czterech godzinach stanowiło przeszkodę o nie do końca dającej się przewidzieć skali. Dodając do tego problemy z udami cała impreza przybierała bardzo rozrywkowy charakter. Ale w końcu nadeszła niedziela i bieg ruszył. W zakładce starty jest zamieszczona wierna rekonstrukcja tych wydarzeń. Na mecie, albo chwilę po niej, pewne zagadnienia, które dotąd kotłowały się zgodnie z teorią chaosu w układach dynamicznych, zajęły należne im miejsca przy stole zgodnie z karteczkami koło kieliszków i okazało się, że dystans maratoński jest absolutnie przyjaznym zwierzęciem i przy prawidłowym jego żywieniu będzie grzeczny i wierny jak stary labrador. Z tą myślą Waldek zakończył pełen wrażeń dzień i zasnął po kolacji.

It's a Kind of Magic
19 czerwiec 2017
Immanentną cechą blogów jest jako taka aktualizacja newsów, tymczasem mamy tutaj sześciotygodniową obsuwę i jakoś trzeba to naprawić.
Zaczynamy!
Maratoński weekend pod tytularnym sponsoringiem Volkswagena miał miejsce w Pradze 6. i 7. maja. Na razie po Wrocławiu i Opolu to właśnie tam DCO startuje najczęściej. Ekipa identyczna jak w kwietniu przy okazji Sportisimo HalfMarathon i identyczne lokum, tyle, że dwa piętra niżej (Zlaty Kun). O biegach, w których uczestniczyli zawodnicy DCO i Piotrek napisano w zakładce starty. Silna drużyna biegowa wspomagana ekipą zaplecza technicznego i logistycznego wykonała zadanie z nawiązką i kolejne medale mogły zostać zwieszone w Hall of Fame pod schodami w kwaterze głównej DCO. Po raz kolejny niewidzialna siatka magii, słodkiej ulotnej melancholii, kłaczki wspomnień i kojące pocałunki marzeń otoczyły wszystkich (a już na pewno członków DCO) i ponownie z ciężkim sercem trzeba było z tego pięknego miasta wyjeżdżać. Przemierzane te same uliczki po kilkanaście razy, te same widoki z mostów, te same zabawki w Manufakturze na piętrze, te same dyskretne dotyki miękkich ramion wzruszeń; to wszystko zostaje w pamięci, w wyobraźni, na zdjęciach. Czy DCO będzie uczestniczyć w zawodach RunCzech w Pradze w 2018 roku? Administrator tej witryny tylko się uśmiechnął i przymknął na chwilę oczy potakując głową. Dla tych nieco mniej rozgarniętych: oczywiście, że będzie, You Moron!

Manic Depression
2 maj 2017
Zaczyna się stara historia, jak zjechana płyta, normalnie służąca jako podstawka pod kubek, a dwa razy do roku wkładana do odtwarzacza drżącymi rękami. Tydzień przedmaratoński to ciężka przeprawa. Całe jedenaście tygodni życie jest ustawione jak w rozkładzie jazdy londyńskiego metra. Wtorek podbiegi, czwartek tempówka, sobota rytmy, niedziela długi bieg. Normalnie jak z King's Cross St. Pancras do Piccadilly Circus. Mózg, nogi i inne okolice zajęte programem zwolnione od ryzykownego wolnomyślicielstwa, wolne od niebezpiecznych, zdroworozsądkowych myśli. Pełna inwigilacja, pełnia szczęścia. Jasno wytyczone cele, świecący azymut i klapki na oczach. I przychodzi tydzień dwunasty. Treningów znacznie mniej, i to w poniedziałek i środę, bez sensu. Wszystko zaczyna się sypać, bo chociaż myśli są skoncentrowane na niedzieli, to niektóre dendryty już kręcą się koło poniedziałku, w którym to poniedziałku będzie już nowy świat. Świat bez BPS-u!

Papa Don't Preach
2 maj 2017
I stało się! Gabrysia wyfrunęła z gniazda... Pozostał po niej zwiewny kobierzec piórek, którymi swawoli każdy, nawet najdrobniejszy nawet podmuch wiatru. Męski, ale nie mizoginistyczny bynajmniej, zarząd poczuł się trochę nieswojo i niezbyt pewnie. Play it again, Sam, chciało by się zakrzyknąć... Ale rzeka płynie dalej i już nie jest tą samą rzeką. Po prostu naturalna kolej rzeczy, nasza jedyna zawodniczka biega już sama. We Wrocławiu w ramach Biegu Kobiet Zawsze Pier(w)si Dottori Corrono Opole przywiózł jeden medal. Nieraz już wracał z jednym, ale teraz jedynym autorem (i niepodzielnym) była Gabrysia. Pięciokilometrowy dystans wokół Hali Stulecia w postaci dwóch pętli i niezdecydowana pogoda (to mam padać, czy nie mam padać !!!) nie złamał animuszu naszej zawodniczki. Traktując ten malutki dystans jako dobre, szybkie przetarcie się przed majowymi półmaratonami, połknęła go sprawnie, bez większych ceregieli. No i brawo!

Woman
21 kwiecień 2017
Zostały dwa tygodnie do maratońskiego weekendu pod egidą VW w Pradze. Końcówka BPS-u, ostatnie kontrolne trzydziestki, powolne kompletowanie garderoby, tworzenie zarysu taktyki na bieg. Waldek kroi pierwszy maraton AD 2017, Gabrysia z Piotrkiem obstawiają 2RUN, czyli sztafeta 20+22,195. Nastroje dopisują raczej, a oznaką tegoż jest występ Gabrysi 23 kwietnia w biegu kobiet "Zawsze pier(w)si" we Wrocławiu. Szlachetna dyszka z misją i przesłaniem, i pierwszy bieg, gdzie tylko Gabrysia przywiezie medal, gdyż Waldek kobietą nie jest. Przynajmniej póki co. Zarząd życzy swojej jedynej zawodniczce powodzenia i dobrego wyniku.

Fish Out Of Water
16 kwiecień 2017
Wrocław, to takie miejsce, gdzie DCO startowało najczęściej. Na różnych dystansach, w rożnych okolicznościach, w różnych składach i w różnej pogodzie (aczkolwiek nigdy w deszczu, o dziwo). Tym razem miasto wymyśliło zupełnie nowy bieg- H2O półmaraton. Taka szybka, płaska przebieżka po Sportisimo HalfMarathon mi się przyda- pomyślał Waldek. Pomyślał i zrobił. Już na miejscu wiadomo było, że to bieg dla koneserów. Zimno dość, biuro zawodów to dwa namioty, ogólnie błoto i wiatr. Taki trochę bolesny kontrast ze światowym biegiem sprzed tygodnia w 23 stopniach C. Ale OK, to tylko sport. Numer startowy okazał się bardzo ładny i efektowny. Bieg zaczął się po chodnikach, wąsko! Potem wjazd w nadodrzańskie wsie, ale chociaż po asfalcie. Awizowany punt wodny na 5. kilometrze wyparował (H2O półmaraton). Pierwszy kubek wody na dziesiątym. Potem bez istotnej historii, aż do 18., czy 19. kilometra. Tam po odbiciu od mostu Grunwaldzkiego bieg po chwiejących się płytach chodnikowych i brak wolontariuszy, w związku z tym brak informacji gdzie biec. W połączeniu z normalnym ruchem pieszych, bieg na orientację. Ostatecznie meta, woda i zaskoczenie- ryż z jabłkami i cynamonem!!! Genialne w swojej prostocie. W zasadzie jeżeli zrobią porządek z tym kawałkiem trasy koło mostu i dodadzą wodę na 5. kilometrze, i zostawią ryż, to w sumie w przyszłym roku dlaczego nie?

Back When You Were Beautiful
16 kwiecień 2017
Na Prima Aprilis bezkarnie można robić siebie nawzajem w konia, a konsekwencje zwykle obracają się w śmiech. Czasem tylko, gdy żart trafia na żenująco sztywniackiego piernika, owe konsekwencje nie są nawet do niego zbliżone. Z drugiej strony mając na przeciwko takie indywiduum i akurat jest pierwszy kwietnia, to oprócz delikatnego muśnięcia kapelusza i spokojnego odmaszerowania w swoją stronę, w kierunku tej osoby nie powinny polecieć żadne nasze elektrony, ponieważ naczelną zasadą współżycia, które kultywuje Dottori Corrono Opole, jest staranny dobór towarzystwa.
Wydawałoby się, że to tylko jedna z wielu mądrych i godnych zapamiętania maksym biegowo-ogólnoludzko-socjologicznych. Aczkolwiek w tym przypadku wiąże się ona z pewnym weekendem na przełomie marca i kwietnia 2017 roku w stolicy Czeskiej Republiki. Otóż w tych właśnie dniach miała odbyć się tam kolejna edycja Sportisimo Prague HalfMarathon, czyli bardzo szczególny bieg, w bardzo szczególnym miejscu, z bardzo szczególnie mocną obsadą i mający szczególnie ważne miejsce w sercach biegaczy DCO. To ważne miejsce w sercu uruchomiło od razu uśmiech zarządu DCO, gdy okazało się, że edycja tego biegu AD 2017 będzie miała miejsce 1. kwietnia. Oczywiście Gabrysia i Waldek wpisowe opłacili i gdy tylko zarząd schował kartę kredytową, którą uiścił opłatę startową, wyruszyli na trening. Trenowali, trenowali, aż przyszła ta chwila, która zawsze niestety musi przyjść przed zbliżającymi się ważnymi, wyjazdowymi zawodami. No cóż... pakowanie torby! Po lekturze całej dostępnej literatury na ten temat, wciąż w przeddzień wyjazdu i trochę w dzień wyjazdu, siedziba DCO jest świadkiem mocnych scen w stylu Voerhevena i Tarantino. Ale ostatecznie, jak zwykle, klubowy autobus (taki ładny, szary, błyszczący) wyjechał, żeby przed bramkami autostradowymi zatrzymać się i poczekać. Poczekać?
Ten pikantny szczegół został umiejętnie skrywany, aż do teraz. Otóż ekipa DCO zdwoiła swoje mocy poprzez alians z niejakim Piotrkiem B. Prywatnie o koligacjach rodzinnych z trzonem DCO można by pisać wiele słów, ale z rzeczy ważnych jest to biegacz. Taki rodzaj biegacza, co to po solidnym przygotowaniu doskonale wie, że czas nadszedł, by zgiąć jedno kolano, pochylić głowę, po czym nagle wstać, rozgrzać się, ździebko rozciągnąć, przebiec 21 kilometrów, po czym głowę podnieść i dumnie przyjąć medal na szyję, by wisiał tam po wsze czasy. I takie właśnie pasowanie na rasowego biegacza było celem nadrzędnym tej eskapady (dla Piotrka oczywiście). I ruszyły dwa wehikuły wioząc biegaczy oraz ich ekipy pomocnicze. Te ekipy jak się okazało pełniły ważną funkcję na miejscu potyczek biegowych i chociaż rozdział statystyczny płci był skrajnie niekorzystny dla Marcina (1:3), to był to mechanizm działający doskonale.
Szczegóły biegu w zakładce starty. Bieg oczywiście został ukończony. Medale zawisły, banany zostały zjedzone, woda została wypita, znużone ciała atletów zostały umyte i nasmarowane wonnościami w komnatach praskiego starego miasta. Po czym cała ekipa wybrała się na ucztę, a potem na wizytację Hradczan. Dzień i noc minęła spokojnie, przyszedł następny dzień i magiczny pobyt się skończył. Nie wypada podkreślać oczywistości, ale warto podkreślić, że dla Gabrysi był to ósmy półmaraton w ciągu roku. Przebiec w ciągu około 365 dni osiem połówek!
Z roku na rok coraz więcej emocji towarzyszy wyjazdowi DCO do Pragi, chociaż miasto jako takie zapewne nie ewoluuje w aż tak szybkim tempie. Z roku na rok, chociaż biegowo klub krzepnie, pobyt w tym mieście zmienia się w idylliczny weekend. W tym roku siły miłości i wszelkich dobrych uczuć dla Pragi zostały rozłożone na dwa pobyty, albowiem siódmego maja DCO biegnie maraton. Oczywiście cała ekipa drugiego samochodu stawia się tam również (teraz już Piotrek z papierami prawdziwego długodystansowca).
Co się ma tytuł do treści? hmm, do tych chwil zawsze będziemy wracać; chociaż siatka zmarszczek ujawni się na twarzy i tempo biegania spadnie, to te momenty zostaną w pamięci. A jeżeli pamięć będzie zawodzić, to zostaną wpisy DCO!!!

In The Heat Of The Moment
19 marzec 2017
To, że Dottori Corrono Opole jest tworem i wytworem oraz bytem pod każdym względem wyjątkowym, jest napisane w każdej encyklopedii. Ale póki co, te wieści rozchodziły się za pośrednictwem tej witryny, której jasność tak ładnie rozświetla twarze ciekawych łaknących kontaktu z biegową rzeczywistością. Ale teraz sprawy poszły dalej. DCO staje się medialnym smacznym kąskiem. W ten sposób otwierają się salony.
Oto próbka potencjału medialnego skromnego klubu biegowego:
http://czasnabieganie.pl/imprezy,gotowi-start-kierunek-czechy,artykul,761866,1,12642.html
https://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=1&action=7&code=17291&bieganie
http://www.maratonczyk.pl/content/view/10092/1/

To the Faithfull Departed
19 marzec 2017
Pierwszego marca tego roku zielone Asicsy Cumulusy 16 przebiegły ostatni trening. Były to oficjalne treningowe buty Waldka przez niemal cały ostatni rok. Zaszczytne stanowisko przejęły od Adidasów Energy Boostów 1. generacji. Te z kolei zastąpiły Cumulusy 15 (czerwone). Co ciekawe czerwone Cumulusy ciągle pozostają w służbie, ostatnio nawet zostały zbombardowane gradem i teraz schną w spokoju. Przy czym czerwone Cumulusy przebiegły 1237 kilometrów, Adidasy zdobyły 784 kilometry, natomiast zieloni bohaterowie 2160 km!!! Na razie na horyzoncie brak takiego śmiałka, który zagroziłby legendzie Cumulusów 16. W zasadzie zewnętrznie, poza kilkoma dziurkami, nic im nie brakowało, ale własności amortyzacyjne praktycznie już uleciały tam, gdzie chadzają buty na emeryturze po wykonaniu 146 treningów. A buty treningowe bez amortyzacji to jak Cersei Lannister bez kielicha z winem. Zielone łobuzy zajęły miejsce tak wysoko, że ciężko innym butom będzie tam doskoczyć. Ale...
The New Man in Town... i nie chodzi bynajmniej o Billy'ego Thomasa z laskami, ale o NewBalance'y M880 yb6. Zabójcze żółto-czarne treningowe kombajny monstra. Na razie zaorały pod 120 kilometrów asfaltu i wygląda to wielce obiecująco. To one teraz są naczelnymi butami treningowymi kolegi Waldka i od nich zależy, czy na arenach całej Europy w tym roku będą mu bili brawo, czy gwizdali, choć wg RunCzech "all runners are beautiful".

Chasing Promises
19 marzec 2017
Dwa tygodnie temu, 5 marca, Waldek jako samotny przedstawiciel DCO wybrał się Wrocławia na kanoniczną już dyszkę WROACTIV. Pomimo zapewnień o zarzuceniu krótkich dystansów w startach zdecydował się na nią z powodów opisanych w zakładce starty, a czas jaki uzyskał (porządnie złamanych 45 minut) krzepi.
W DCO obowiązuje zasada, która mówi o tym, że konieczność tworzenia szczegółowego planu nie wyklucza potrzeby jego modyfikacji na przeróżnych poziomach, czy to sportowych, logistycznych, personalnych etc. W związku z tym, przyjmując ze zrozumieniem, a czasem także entuzjazmem owe zasady, zarząd pozwolił sobie w sposób kwantowy przyjąć kalendarium biegowe DCO na rok 2017 czując na sobie oddech Heisenberga i Schreodingera, a także jego kota (tego żywego i tego martwego). Otóż Gabrysia ma połówkę w Pradze- kwiecień, połówkę maratonu w parze z Piotrkiem (dossier TBA)- maj. Połówka Karlovy Vary- maj. Połówka Kraków- październik, połówka Rawenna- listopad. FLORENCJA listopad 2017- maraton, lampka na razie świeci na zielono. Waldek ma 5 maratonów (Praga, Opole, Wrocław, Rawenna, Florencja), połówki (Sobótka, Praga, Wrocław, Kietrz, Wrocław, Wałbrzych, Kraków). Ultra Szklarska Poręba i może jeszcze Szpindlerowy Młyn. Pomniejsze biegi G i W- decyzje w trakcie sezonu. Marcin ma biegi tzw. rodzinne towarzyszące większym imprezom na dystansach od 1 do 5 km.
Plany piękne, treściwe i bogate. Najczęściej w stosownie pięknych miejscach i z odpowiednią otoczką pozabiegową. Kolejny rok- kolejna wizyta w Pradze, kolejna wizyta w Rawennie. Dolcemente!

Achtung Baby!
19 marzec 2017
Od ostatniego wpisu minęło już wiele wybieganych kilometrów, jak również wiele przejechanych :), wiele litrów wylanego potu i niezliczona ilość wymienionych myśli i opinii na tematy bieżące i zupełnie uniwersalne w DCO Headquarters. Po pierwsze jednogłośnie, ale nie był to łatwo osiągnięty kompromis, zarząd zakończył sezon narciarski, by w pełni rozpostrzeć skrzydła mógł sezon zawodów biegowych. DCO skupia w swoich ramach różne osobowości, które z kolei skupiają w sobie rozmaite, zwykle walczące ze sobą zażarcie żywioły. Te żywioły najczęściej są skutecznie ujarzmiane, tak by pracowały wspólnie na rzecz osiągnięcia dobrego wyniku, pokonania słabości, czy też wejścia na kolejne szczeble satysfakcji i samoakceptacji. Ale jak to z żywiołami bywa, czasem są nieobliczalne. Na szczęście zarząd potrafi obcować z takim gorącym, smoczym oddechem i nawet będąc w trudnej sytuacji zawsze stara się obrócić wysiłek całego DCO w sukces, a jakże... całego DCO. Po drugie cały klub wrócił do treningów i sytuacja powoli klaruje się odsłaniając pojedyncze promyki słońca. Plan jest taki, by te promyki skupiły się w potężną i gorącą smugę światła wtedy, gdy nadejdzie właściwy czas. A ten czas jest już blisko...

Nothing Compares 2U
10 grudzień 2016
Kilka tygodni temu służbę biegową zakończyły Adidasy Energy Boost Waldka pierwszej generacji. Przebiegły w 56 aktywnościach prawie 785 kilometrów. Ta przedwczesna emerytura wynikała przede wszystkim z dość słabego dopasowania do anatomii stopy właściciela. Uczciwie przepracowały cały wiosenno-letni sezon 2015 roku i tego nikt im nie zabierze, ale jakichś eksplozji smutku ich odejście nie wywołało. Natomiast dwa tygodnie temu inne buty przeszły do historii. Mowa o Asicsach Cumulus 16. wydanie, które były naturalnym sukcesorem Boostów na stanowisku głównych butów treningowych. Pobiły 1693 kilometry legendarnych Nike'ów Pegasusów Shield i są teraz samodzielnym liderem wszelkich statystyk. Obecnie mają na koncie 1739 kilometrów, są ciągle aktywne, a na ten dystans potrzebowały 109 aktywności. Przy tym wyglądają w dalszym ciągu okazale i jeszcze trochę pobiegają.

World of Bright Futures
10 grudzień 2016
Z powodu aktywności WikiLeaks zarząd DCO publikuje widok słynnej tablicy multimedialnej klubu. Oczywiście sam z siebie nie zrobiłby tego, ale skoro za chwilę zobaczy to cały biegowy świat, to zarząd postanowił wyprzedzić zdarzenia i sam to pokaże. A zatem to tu rodzą się fantastyczne biegowe plany, uciera się harmonogram i tworzy zarys dalszego biegowego doskonalenia. Zapewne poza harmonogramem wywozu śmieci z kwatery głównej DCO najbardziej frapującym elementem jest to coś, co zostało zaznaczony zgrabną elipsą. Otoż Panie i Panowie, proszę nie regulować monitorów! Choćby nie wiem jak by to było egzotyczne, zostawcie w spokoju swoje matryce! W tej jakże doniosłej chwili zarząd wraz z najwierniejszym z psów i najinteligentniejszymi dwoma kotami ma zaszczyt przedstawić..... program pod maraton zawodniczki Gabrysi!!! Trudno powstrzymać entuzjazm i potoki łez wzruszenia. To jest ta chwila, która buduje morale zespołu, trwale spajając jego wszystkie elementy w spiżowy monolit. Tak! Listopad 2017, Florencja, to jest miejsce idealne na debiut maratoński. W zasadzie ta decyzja skupiła wokół siebie wysiłki całego klubu i teraz to jest najważniejszy z celów przyszłorocznego sezonu. Pozostałe cele tworzą się w umysłach zarządu, potrzebne są jeszcze oczywiście konsultacje z zawodnikami, ale już wkrótce na zwołanej specjalnie na tę okazję konferencji prasowej zostaną podane szczegóły. Na razie Gabrysia już trenuje...

Santa Claus is Coming to Town
10 grudzień 2016
Dokładnie tydzień temu (i jeden dzień) odbył się kolejny już Bieg Mikołajowy we Wrocławiu w pobliżu kompleksu AWF. I jak to się już stało tradycją DCO zameldowało się w Biurze Zawodów w hali wielofunkcyjnej tamtejszej uczelni około 10 rano. Dwa lata temu Waldek występował samodzielnie, rok później klub wystąpił w całości (dwie osoby), w tym roku również w całości, tyle że były to już trzy osoby. Pogoda raczej biegowa +1 stopień C, bez wiatru. Zarówno bieg rodzinny, jak i bieg główny kończą zmagania klubowe w tym sezonie i stanowią smakowitą wisienkę na okazałym torcie, który teraz zostanie spałaszowany, a energia zaczerpnięta z konsumpcji zostanie wykorzystana do stworzenia planu na rok następny. Zatem do dzieła!

Rain Tree Crow
19 listopad 2016
Ponad jedna czwarta zawodów biegowych w roku 2016, na których gimnastykowali się DCO odbywała się podczas padającego deszczu. Mniej lub bardziej intensywnego, w różnej temperaturze i z wiatrem lub bez. Wrocław, Poznań, Wałbrzych, Usti n. Labem, Kraków... Ale żeby to danie w swojej kulinarnej rozkoszy nie trąciło lukrecją, to tylko oprócz Wrocławia z jego "Wrocławską Dychą" wszędzie indziej spadająca woda z nieba dodawała animuszu atletom z trzema paskami (wiadomo: verde, bianco, rosso). W Poznaniu, Usti i Krakowie padały rekordy życiowe. Jakby zachęcała do szybszego biegu, aby w miarę możliwości szybko znaleźć się w ciepłym, suchym pomieszczeniu, najlepiej łazience jakiegoś wypaśnego hotelu metr od mety, zrzucić mokre ciuszki i spuścić na siebie Niagarę gorącej wody. Dzisiaj nie było życiówki, nie było hotelu z gorącym prysznicem, były Gracze, trzydzieści kilka kilometrów od domu, czternaście kilometrów do połknięcia, była opcja kiełbasy i grochówki (@$#%$#@#$%#) po biegu i oczywiście był deszcz, w zasadzie ulewa. Waldek przyjął z pokorą warunki, zjechał z tempem poniżej 4:30 i przyjął gorący prysznic w ... wypaśnej kwaterze głównej DCO. A medal olał i wrzucił gdzieś, bo wiesza tylko te od połówki w górę, zarozumiały buc.

Diamonds and Pearls
15 listopad 2016
"...ale hej !!! o co chodzi !?, uspokójcie się i opowiedzcie co to za afera z tą Rawenną..."
Taka była mniej więcej reakcja zarządu, gdy 14 listopada trzon DCO wtargnął do kwatery głównej wieczorem wracając z lotniska w Katowicach. Praprzyczyną tego zamętu był maraton (i półmaraton), o którym Gabrysia z Waldkiem nawijają już rok z okładem i ciągle nie mogą się uspokoić. Niby normalny bieg, niby dość typowe włoskie miasto, niby wszystko w miarę normalne, więc co do diabła powoduje, że mięśniówka tętnic zawodników DCO tężeje, wzrasta ciśnienie, przepływ przez kluczowe narządy zwiększa się i następuje słowotok, którego próby zatrzymania na wstępie samym wydają się beznadziejne. I jak to mówi motto tego wpisu: "o co chodzi !?".
Otóż...(potrzebny był ten wielokropek, żeby wzmocnić napięcie, była nawet koncepcja żeby zastosować średnik, ale to chyba nie byłoby dobre miejsce dla średnika), chodzi o to, co Gabrysi i Waldkowi w duszy gra (młodopolscy geniusze skrzywiliby pewnie usta, ale za to pozytywiści być może nie, a już romantycy to ho ho). Nie od dzisiaj wiadomo, że Apeniny są lepsze, niż Tatry, pasta nie rośnie w ustach, jak choćby bigos, a byle Giacomo za rogiem ma więcej sympatii do bliźnich, niż przysłowiowy Stefan. I zgodnie z powyższym, bieganie również rządzi się innymi prawami i jest oceniane podobnie innymi kryteriami. Z poprzednich wpisów można było się zorientować jak ważny był maraton tamże w 2015; stąd wynikało również ogromne znaczenie tegorocznej edycji.
18a Maratona Internazionale Ravenna Citta d'Arte odbył się 13 listopada, a jego początek uświetniło "Highway to Hell". Z punktu widzenia sportowego było to Highway to Heaven, ale o tym w zakładce starty. Organizacja była w sam raz, nie śmiała się nawet ocierać o doskonałość RunCzech, nie miała upierdliwego, krzykliwego makijażu polskich dużych biegów, nawiązywała raczej do kameralnych, jak to mówi klasyk- empatycznych imprez biegowych, chociaż kameralny bieg to nie był z powodu ponad 1300 finiszerów maratonskich i jeszcze większej liczby półmaratończyków. To co zostaje to uczucia, wspomnienia, tęsknoty, skojarzenia, słowa, gesty. Część z tych rzeczy pozostaje na zdjęciach, część zostaje w głowie, a większość w miejscu, które poetycko nazywa się z powodzeniem sercem i duszą. Nie przeszkadza to oczywiście w odświeżeniu wszystkich tych onirycznych i efemerycznych zjawisk poprzez kolejną wizytę w Rawennie w 2017 roku. Zwłaszcza, że aspiracje zgłasza najmłodszy DCO-crew, czyli Marcin, a jest tam dla niego coś ciekawego, czyli Conad Family Run. A więc, siamo a Ravenna succesivo anno di nuovo insieme.

Highlander
5 listopad 2016
Dzięki asfaltowi drogi stały się równiejsze, bardziej twarde, mogły na sobie wytrzymać setki w pełni obciążonych ciężarówek na dzień, potem tysiące... Rozwój motoryzacji spowodował zwiększoną migrację ludności i rozluźnienie tradycyjnych odwiecznych, a jednocześnie przeraźliwie archaicznych i opartych na niesprawiedliwej roli społecznej obu płci, stosunków rodzinnych zwykle opartych na modelu patriarchalnym z niedorozwojem równouprawnienia.
OK, bullshit? Nie do końca, ale to przecież ekstatycznie piękna i uwodzicielska jak Afrodyta witryna poświęcona bieganiu, a więc do rzeczy.
Asfalt jest dobry. Stopa zawodnika obuta w klasyczne wysokoamortyzowane biegowe monstra upada na niego, oczywiście na śródstopie, po czym po około 230 ms odrywa się i ten cykl powtórzony zostaje ilość razy odpowiednią, jak pisze w rozpisce. Ale czasem stopa lubi oprzeć się na kępce trawy, minimalnie ześlizgnąć się z dużego płaskiego kamienia, zanurkować między skamieniałe błotne groble, a i czasami nawiązać bezpośredni, aczkolwiek przygodny kontakt z kałużą. Te fenomeny mogą mieć miejsce na terenie płaskim. Mogą również towarzyszyć wspinaczce ku słabo widocznemu szczytowi, albo przy zbieganiu w dół jak w rollercoasterze. Krótko mówiąc BIEGI GÓRSKIE.
DCO, jako ci co to z niejednego z pieca już chleb jedli, zasmakowali w urokach takiego janosikowego biegania, ale teraz na swej drodze napotkali Prawdziwego Kolosa Siłacza- Ultramaraton Karkonoski. 52 kilometry ze Szklarskiej Poręby na Śnieżkę i z powrotem! Straszno się zrobiło w Kwaterze Głównej DCO, gdy Waldek zakomunikował, że idzie na wojnę z kolosem. Twierdzi, że zakupił już puszki z mielonką tyrolską, ma nawet zapałki i spinacze. Tak wyekwipowany myśli stoczyć prawdziwy pojedynek pierwszego lipca roku następnego po 2016. No to chyba wypada życzyć.... czego to się życzy? Powodzenia, zdrowia, połamania pióra....?

Tears from Heaven
1 listopad 2016
W deszczu życie miasta nie przenosi się całkowicie do wnętrz mieszkań, restauracji, szkół, szpitali, katedr i muzeów. Ochroną dla głowy i oczu może być parasol, może być kaptur, albo czapka. W deszczu biologia pracuje nadal, a upływ czasu nie zmienia się jak w towarzystwie czarnej dziury. Nadal architektura dosięga współczesności stojąc spiżowo wieleset lat, nadal mozaiki na sklepieniach bazylik św. Apolinarego tkwią na miejscu przyklejone rękami artystów z pierwszych wieków naszej ery. Kolumny na Piazza del Popolo wzniesione za pomocą sznurowanych lin kilkaset lat temu bez użycia dźwigów nadal stoją. I czy zmoczone deszczem, czy zlane słońcem są tym, czym są: wspomnieniem czasu minionego, alegorią stanu umysłów ludzkich i dążenia do odpowiadania na coraz to częściej zadawane pytania pokroju: kim jesteśmy, skąd jesteśmy, po co jesteśmy? I co będzie po nas? My teraz wiemy, co było po nich... Są pozostałością, czasem przestrogą, czasem symbolem, informacją. Są miejscem, gdzie żyją i mieszkają ludzie, którzy zajmują się codziennymi sprawami, przeżywają swoje życie tak jak sobie tego zapragnęli, a niekiedy zupełnie inaczej. Są szczęśliwi, zawiedzeni, smutni, zadowoleni, rozgoryczeni, dumni, zrozpaczeni i sfrustrowani, że nie udało im się ułożyć życia z miliarda małych elementów, tak żeby wyszła z tego efektowna i piękna mozaika, a przecież bawili się na lekcjach w szkole w układanie mozaiek. Z kolei inni osiągnęli taki kształt swojej mozaiki, którym gotowi są chwalić i pokazywać wokół. Po prostu życie jest takie samo wszędzie, gdzie tylko jest.
Deszcz potrafi uprzykrzyć życie, ale dzięki niemu można też pewne rzeczy dostrzec, ukrywane dotąd przez przemysł turystyczny.
Za mniej niż dwa tygodnie żelazny, zespolony trzon DCO odwiedzi piękne miasto Rawennę żeby biegać, spacerować i patrzeć na nie, na jej mieszkańców, na jej gości. Pić kawę i kontemplować i miasto, i swoją mozaikę, którą układają, i która z roku na rok jest coraz piękniejsza.
Aha... deszcz, deszcz może w tym tylko dopomóc.

Waiting
29 październik 2016
Za 15 dni niebieskie dywany rozłożone na via Roma poniosą biegaczy na międzynarodowym maratonie w mieście sztuki, czyli w Rawennie. Ostatnie dwa tygodnie przygotowań, w tym ostatnie kilka dni regeneracji, po to tylko, by ładnie się symbolicznie pożegnać z biegowym rokiem 2016. Nie będzie to oczywiście koniec biegania w tym roku, bo jeszcze będzie bieg barbórkowy w Graczach, bieg mikołajowy, przedwigilijna piętnastka w Strzelcach i pewnie jakiś bieg sylwestrowy, ale wśród zasadniczych startów to Rawenna będzie kulminacją. Cały klub czeka niecierpliwie odliczając dni i nie przestaje trenować. Miejsce dla pięknych mozaikowych medali jest już przygotowane i czeka...

Kingdome Come
29 październik 2016
Jak co roku ekipa Dottori zaszczyciła dawną stolicę tego kraju swoją obecnością na Królewskim Półmaratonie. W roku ubiegłym zadebiutowała, natomiast w tym roku uczestniczyła już z podniesionym czołem i w pełnym składzie. Pogoda w kalendarzu zawodów w 2016 roku najczęściej ubierała się w ikonkę chmurki z niebieskimi kropelkami. I Kraków podobnie jak inne metropolie przywitał biegaczy kałużami, zimnem i mokrym wiatrem. Ale cóż, nie ma takiej siły, takich przeszkód i kłód pod nogi, których nie można by sforsować, aby w biegu wziąć udział i go ukończyć, i chociaż Wawel spowity granatowymi chmurami i mokra kostka koło Wierzynka nie były optymalnymi okolicznościami przyrody, to ten półmaraton rozegrany 16 października z pewnością przechodzi do historii. Gabrysia pobiegła trzeci czas w tym roku i najszybszy swój samodzielny półmaraton, a Waldek poprawił znacznie swój niebotyczny, wydawałoby się, czas z Usti z września. Bardzo dobre wyniki na miesiąc przed zwieńczeniem sezonu biegowego w Rawennie.

Autumn Leaves
7 październik 2016
Niepostrzeżenie szybciej zapada zmrok, buty biegowe szorują liście na alejkach. Częściej noga w kontakcie z podłożem rozbryzguje kałuże i rzadziej wyciągnięta ręka pozdrawia biegaczy. Na nogach długie legginsy, a w miejsce koszulki pysznią się wiatrówki z rozmaitymi systemami antyprzewiewnymi itd. Prawda, że biega się głównie po ciemku, prawdą jest też, że czasem nie wiadomo jak się ubrać, bo pogoda zupełnie bez sensu nie pasuje do utrwalonego wzorca. Ale przez cały okres jesienno-zimowy bieganie staje się na powrót rytuałem jak obrzędy wolnomularzy- tylko dla wtajemniczonych. Te same twarze, te same sylwetki. Stałe, doborowe towarzystwo. Plus żółto-czerwono-brązowe parki, zanim nagie gałęzie pokryją się białą, śnieżną kołderką, taką samą jaką ubija się butami robiąc kolejne kółka. Bywa też, że feeria barw zastępowana jest przez jednostajną burą kotarę. Bywa...W każdym razie zaczyna się ten ciekawszy okres biegania, który oprócz służalczej roli martwego okresu, bądź, głównie pod koniec zimy, okresu przygotowawczego, stanowi o wartości, jej poczuciu, dyscyplinie i cierpliwości.

3. PZU Cracovia Półmaraton
4 październik 2016
16 października odbędzie się kolejny półmaraton królewski w Krakowie. W roku 2015 DCO uczestniczyło w tym pamiętnym biegu i zapamiętało go dobrze, albowiem tam Waldek doznał rekordu życiowego, a trzeba przyznać, że trasa jest szybka, tam zorganizowano na razie unikalną strefę finiszera, tam też postawiono automaty do herbaty, a połowa października do ciepłych przecież nie należy. Tam też w nocy w hotelu rozległ się alarm. W tym roku autokar klubowy DCO zawita w okolicę efektownej Tauron Areny, gdzie będzie widowiskowy wbieg na metę (po ciemku) raz jeszcze. Co ważne pobiegną razem Gabrysia z Waldkiem cały dystans. Podobnie jak w roku ubiegłym będzie to przetarcie przed startem w Rawennie, a po wtóre start w Krakowie kończy zmagania Waldka z koroną PP.

Happy Birthday Gabrysia !!!
2 pażdziernik 2016
Wczoraj, czyli 1. pażdziernika urodziny obchodziła osoba, która zaczęła biegać jako pierwsza i która pozostaje istotnym czynnikiem, dzięki któremu DCO pojawiło się w ogóle. Gabrysia, bo o niej mowa, jest biegaczem doświadczonym, znającym już wszystkie warunki, w których można biegać, potrafiącym wyrazić w fachowy sposób zagadnienia związane z bieganiem, czy mówimy o akademickim podejściu do fizjologii, czy też o psychologicznej stronie tych zmagań. Nie dziwi zatem, że obchody jej święta odbyły się na biegu ulicznym. Na biegu Alma Mater członków DCO, czyli Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Klasyczna, asfaltowa, szybka dyszka w trakcie przygotowań do długodystansowych planów na październik i listopad są dobrym elementem treningu, o czym nasza szanowna jubilatka dobrze wie. Jak już zdążyło się uleżeć BUMWRO jest bardzo dobrze zorganizowaną, kompetentną imprezą. Takie imprezy organizują pasjonaci, sami biegający, i to było widać. Drugą sprawą był debiut najmłodszego klubowicza na samodzielnym biegu. Poprzednio był to bieg rodzinny, teraz najprawdziwszy, poważny wyścig 3 razy pętla 400 metrów. Dał radę dzielnie. Co było jego pierwszymi słowami na mecie? No........? Otóż, było to: "nie szedłem!". Cóż może być słodszego dla uszu biegających rodziców?
Zawodniczko Gabrysiu!
Wielu kilometrów, wiele litrów słonego potu na twarzy, wschodów słońca na trasie i migających gwiazd na niebie podczas nocnych treningów. Wzruszeń i wspomnień. Zarząd klubu i wszyscy zawodnicy składają Ci najszczersze życzenia spełnienia marzeń (nie tylko tych biegowych).